Dzień Dobry Kędzierzyn-Koźle, 5 październik 2024
czyli leśni maraton z dodatkiem
Wstęp
Pod koniec maja kończył nam się Medicover, więc pobieraliśmy zniżki na wszystkie imprezy, które nam się spodobały. W sumie na 10 kodów wykorzystaliśmy może ze 2. Jedną z tych imprez był festiwal biegowy Dzień Dobry Kędzierzyn-Koźle. Oczywiście pod uwagę braliśmy najdłuższy dystans - 44 kilometry. Szczerze, to początkowo wątpiłem, czy się na niego wybierzemy, ale jak na facebooku pojawiło się zdjęcie koszulek, to Becia (zresztą ja też!) tak się na nią najarała, że nie było innego wyjścia, jak wykorzystać zniżkę i opłacić bieg :D
Tak wyszło, że w tygodniu poprzedzającym zawody miałem nocki, na szczęście start był o 14:16 więc miało to szanse powodzenia. Dziwna godzina, zwłaszcza minuty, ale na trasie dowiedziałem się, że oni tak mają. No cóż, co bieg to obyczaj.
W sierpniu miałem przymusowe roztrenowanie, we wrześniu wróciłem do treningów i w drugiej połowie forma już była w miare zadowalająca. I wtedy powinienem zacząć przygotowania pod maraton, a zamiast tego w nim wystartowałem...
Bieg
4 godziny snu i od rana problemy z brzuszkiem nie wróżyły niczego dobrego. Po pobudce nie do końca wiedziałem na jakiej planecie się znajduje, sił na próżno szukać, ale co zrobić, jest misja do wykonania.
Maraton w Kędzierzynie jest o tyle dla mnie wyjątkowy, że po sugestiach Pieczywa zdecydowałem się nagrać videobloga. Bardziej chyba stresowałem się gadaniem do kamery niż samym biegiem.
Całą dzień utrzymywał sie lekki deszczyk, który skutecznie obniżał temperaturę. Po dotarciu na miejsce i wyjściu z ciepłego auta morale spadły na łeb i szyje. Zamiast biegania po lesie człowiek marzył o łóżeczku i ciepłej kołderce.
Spacer po okolicy zrobiony (wiadomo, mila do passy w Garminie) trochę się rozgrzaliśmy i gdy chcieliśmy zacząć się rozciągać i potruchtać to zaczęła się odprawa w sali gimnastycznej.
Po odprawie dosłownie 2 minuty i start. Jedyne co zdążyłem to włączyć słuchawki.
Mżawka...
Wybiegamy z terenu szkoły i zaczyna się sporo błotka i kałuż. Mniej więcej na pierwszym kilometrze uciekła 2 zawodników, a za nimi kolejna 4, w której biegłem.
Pierwsze kilometry na spokojnie, ale tempo całkiem fajne, poniżej 5 minut na kilometr. Pilnowałem się, by nie przesadzić i zwalniałem.
Trasa bardzo przyjemna, szerokie leśne ścieżki, a do tego bardzo płaska. Na pętli był tylko jeden podbieg, a i to taki lajtowy. Organizatorzy zadbali o ciekawe tabliczki przy których nie raz się uśmiechnąłem. Na punktach doping, ale szczerze mówiąc przez większość biegu nie korzystałem z paśników.
Na 13 kilometrze, za podbiegiem był skręt o 90 stopni i wbiegliśmy w bardziej dziki teren. Zamiast drogi pożarowej leśna ścieżka, w całości pokryta mokrymi liśćmi. Do tego lekki podbieg. Jeden z fragmentów trasy, który najbardziej nam się spodobał!
Cały czas kropi...
Pierwszy półmaraton wyszedł mi w 1:44:24. Tempo 5:03 więc jest git. Był to mój 5ty wynik na tym dystansie w 2024 roku.
Trasa zatacza koło i wracamy na most nad Kanałem Kędzierzyńskim. Pierwsza pętla kończy się dodatkową 2-kilometrową pętelką, którą z Becią wspólnie uznaliśmy na najlepszy fragment biegu. Typowo leśna, wąska ścieżka, sporo zakrętów, a do tego stromy techniczny zbieg. Super!
Gdy rozpoczynałem 2gą pętle, z daleka zobaczyłem Becie, jak wbiega na dodatkowy zawijas. Szybko przeliczyłem w głowie i wyszło mi, że jest jakieś 11 minut za mną! Świetnie jej idzie!
Tempo powoli spada, już jest w okolicach 5:30. Czuć coraz większe zmęczenie i braki w przygotowaniach (których w sumie nie było).
Ciągle woda spada z nieba...
Na 25 kilometrze po lewej stronie znajdują się ruiny, na których są kamienie runiczne. Z daleka słabo widać, a spieszyło mi się do mety więc nie udało się pooglądać.
30 kilometrów pokonałem w czasie 2:34:18 (5:09 min/km) co jest moim najlepszym wynikiem w roku i 2gim w karierze!
Na początku wspomniałem, że brzuszek coś szwankował, także nie chciałem ryzykować awarii i oprócz Dextro nic nie jadłem. Było spoko do 33 kilometra, na którym zupełnie brakło paliwa. Tempo grubo powyżej 6 minut, nogi ledwo szurają a do mety ponad 10 kilometrów.
Chwile później dochodzą skurcze. Organizm zmęczony po nockach, bez jedzenia i przygotowania do długiego biegu, więc w sumie jakoś specjalnie nie ma co się dziwić. Dwa albo trzy razu musiałem przystanąć i rozciągnąć / rozmasować nogę by szło kontynuować zawody.
Uwaga zaskoczenie - cały czas pada...
Parę razy musiałem przejść do marszu. Nigdy wcześniej na maratonie mi się to nie zdarzyło. Ale też nigdy wcześniej nie biegłem maratonu po nockach. I do wcześniejszych zawsze robiłem mocne przygotowanie. Nie nastawiałem się na wynik, raczej na dobrą zabawę, więc o dziwo nie było złości ani zawodu. Po prostu posuwałem się do przodu, chcąc zaliczyć mocny trening.
Na 2 ostatnich punktach się zatrzymałem, kubek izo, trochę pomarańczy, arbuza, orzeszków i rodzynek. Dobra wymówka, by stanąć i odpocząć. Zwłaszcza, że...
...pada...
Zegarek pokazał maraton w 3:56:44 (5:37 min/km), czyli plan minimum zrealizowany. Jest to mój 4ty wynik na tym dystansie, czyli w sumie dobrze. Niemniej przez pierwsze 30 kilometrów liczyłem na znacznie więcej.
A potem człowiek zdaje sobie sprawę, że to nie koniec, a do mety zostały 2 kilometry...
O ile jeszcze się starałem by pokonać maraton, to końcówkę już zupełnie odpuściłem. Przeszedłem do marszu, wyjąłem telefon i sprawdzam na live tracku gdzie jest Becia. I tu mega zaskoczenie, jest jakieś 500 metrów za mną! Trochę to zmobilizowało do szybszych ruchów. Musiałem zdążyć na mete przed nią, by móc nagrać filmik jak wbiega (no dobra, ambicja nie pozwoliła być gorszym).
kropi...
A meta naprawdę klimatyczna. Zapada zmierzch, robi się ciemno i nastrojowo w lesie. Zapalone pochodnie, zapach ogniska i meta! Radość z przezwyciężenia słabości i ukończenia zawodów bezcenna. A jak jeszcze spiker mówi, że byłem 5 open i 1 w kategorii to aż nie dowierzam. Po takiej beznadziejnej końcówce? Podchodze do niego i sprawdzam. Zgadza się. Pierwszy raz wygrałem! Pierwszy raz mam podium w maratonie! Aż mi łezka wzruszenia się pojawiła...
i nie zmienia się nic, ciągle mżawka...
Becia na ostatniej prostej, szybko lece ją powitać. I następuje kolejne zaskoczenie i wzruszenie! Przybiegła na mete 6 minut po mnie, co pozwoliło jej zając 6 lokatę oraz... wygrać kategorie kobiet!
Zakończenie
Cały czas pada, po 4 godzinach biegania po lesie jesteśmy cali przemoczeni i przepoceni. Idziemy do auta przebrać się w coś suchego, po czym udajemy się do sali gimnastycznej po posiłek w oczekiwaniu na dekoracje.
Świetna impreza, organizatorzy, trasa. Myśle, że to nie jest nasza ostatnia wizyta w Kędzierzynie. W marcu jest Ultra Zadek, o którym kiedyś myślałem, także może zakończyć myślenie i wziąć się za realizacje?
Na początku posta wspomniałem o videoblogu. Oto i on!
Nazwa: Dzień Dobry Kędzierzyn-Koźle
Data: 05.10.2024
Dystans: 44,22 km
Czas: 4:09:37
Tempo: 5:39 min/km
Miejsce: 5 ( 20,83% zawodników)
Miejsce na liście najdłuższych biegów: 13 miejsce
Najlepsze międzyczasy:
5 km: 0:24:30 (4:54 min/km)
10 km: 0:49:36 (4:58 min/km)
21,097 km: 1:46:24 (5:03 min/km) - 5 wynik w roku
30 km: 2:34:18 (5:09 min/km) - najlepszy wynik w roku i 2 w życiu
42,195 km: 3:56:44 (5:37 min/km) - najlepszy wynik w roku i 4 w życiu
Zobacz też: