Biegacz - amator lubiący zdjęcia, statystyki i pokonywanie własnych granic.

Moje zdjęcie
Ruda Śląska, Śląskie, Poland

Popularne posty

niedziela, 23 czerwca 2024

14 PKO Rybnicki Półmaraton Księżycowy

14 PKO Rybnicki Półmaraton Księżycowy, czyli instrukcja jak popełnić wszystkie możliwe błędy 

Startem w Rybniku zainteresowałem się po Półmaratonie w Żywcu, gdzie niewiele zabrakło do złamania 90 minut (1:30:30). Stwierdziłem, że skoro na trudnej trasie (283m przewyższeń) osiągam taki czas, to na bardziej płaskiej mogę powalczyć o pokonanie najdłużej panującej życiówki, a mianowicie 1:27:33 z Poznania, z kwietnia 2022 roku. Becia podsunęła Rybnik, fajna, płaska trasa i że możemy tam razem wystartować. Wyszło tak, że ja pobiegłem, a Becia kolejny raz robiła za moje wsparcie, dzięki!
 
 

 
W środe ostatni trening biegowy (4x 9 min 4:28 min/km), który dobrze prognozował na sobote. Leśna trasa o poranku i spory zapas energii. Nie ukrywam, że pojawiła się chrapka na życiówke, a plan minimum to złamanie 1:30. 
Wszystko spoko, ale pojawił się już pierwszy problem - start jest o 22! Pomijając fakt, że o tej porze z reguły już od dawna śpie, to zupełnie nie mam doświadczenia w startach o takiej godzinie. Rybnicki Półmaraton był moim 54-tym startem w zawodach, ale jak do tej pory tylko 3 odbywały się popołudniu... Pierwszy z nich i jedyny taki półmaraton, to był mój... debiut w zawodach! 1 Rudzki Półmaraton Industrialny w sierpniu 2015. Nie ogarnąłem wtedy jedzenia (ogólnie ogromny stres przed debiutem) i skończyło się to awaryjnym postojem w krzaczkach. x2. Drugim startem był Super Trail 130 podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich, który zakończył się DNF na 93 kilometrze. Ostatnim był bieg 24-godzinny Warta Trail 24, gdzie pokonałem swoją pierwszą setke. Marne doświadczenie w biegach wieczornych.
 
I co w tej sytuacji robi doświadczony biegacz, który już nie ma stresu przed startami? Korzysta ze sprawdzonej rutyny i dba o odpowiednie pożywienie? Gdzie tam... O ile w Żywcu wszystko idealnie zagrało, nawet oglądając Wielkie Derby Śląska dzień przed startem, odmówiłem sobie piwa i przekąsek, co zaowocowało idealną współpracą brzuszka. 
A jak było teraz? O ile w piątek w robocie zdrowo, kasza jaglana z warzywami w rozsądnych ilościach. To po robocie coś nie pykło. Doszedłem do wniosku, że skoro start nie jest rano a wieczorem, to zdąże wszystko przetrawić. Więc na obiadokolacje weszły lody z orzeszkami i piwa z chipsami...
W sobote od rana problemy z trawieniem, żołądek w ogóle miał inne nastawienie odnośnie tego dnia i co chwila dawał o sobie znać. Co robi w tej sytuacji ambitny amator, który marzy o życiówce? Je lekkie, energetyczne i łatwostrawne posiłki? A gdzie tam.... Rzadko mam typowo kanapowy dzień, z reguły 9h roboty (w której robie ok 30 tyś kroków), dojazdy rowerem, później trening, basen, spacer. Jak dzień wolny to dłuższe wybieganie, wycieczka rowerowa, góry. A w sobote miałem odpoczywać i oszczędzać siły na wieczór. To akurat się udało, tyle tylko, że nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić. A jeśli do tego dodamy wieczny głód i problemy z kontrolą, to wychodzi równa pochyła do katastrofy. Pełna miska płatków na mleku, wafle ryżowe, czekolada, orzeszki, chipsy, chleb i podwójna porcja makaronu z jajkami sadzonymi. To tylko niektóre rzeczy, które podjadałem od rana niemal do startu. 
Ahh i jeszcze kawa! O ile z reguły pije 1 kawe do śniadania i sporadycznie drugą po robocie, to dzisiaj wypiłem ich 3-4, do tego przed samym startem wziąłem tabletke z kofeiną, a po biegu energy drink. Zadziałało, nie chciało mi się spać przed biegiem. Ani w trakcie. Ani po biegu. Generalnie to w ogóle nie spałem... O 6 rano udało się w końcu zdrzemnąć na 3 godziny. Zupełnie jak Becia po DFBG :D
 
W Rybniku zadebiutowała nowa koszulka drużynowa (tudzież bezrękawnik) Run Away Team. Oprócz tego sprawdzony ubiór, Salomon Phantasm, które idealnie mi pasują na asfalcie. Buff, wiadomo, trzeba jakoś wyglądać na zdjęciach. Słuchawki na przewodnictwo kostne z Philipsa, które pozwalają zapomnieć o zmęczeniu przy jednoczesnym kontakcie z otoczeniem.


Do Rybnika docieramy przed 19, a więc mamy jeszcze ponad 3 godziny do startu. Odbieramy pakiet startowy, w skład którego wchodziła min czapka i porządna nerka. Pozytywnie zaskoczył mnie numerek, nie dość, że z chipem, to jeszcze mały i nie przeszkadzający w biegu.
 

 



Auto zaparkowane w Parku Sportowym Wiśniowiec, na którym właśnie odbywały się zawody rowerowe w zjeździe po specjalnym torze. Ciekawie było pooglądać to na żywo! 


Wracając do strefy kibica, spotykamy znajomych biegaczy, rozmawiając i leżąc na leżakach czekamy na 22.

 


 


Z Jackiem czyli Obelixem, którego szczerze mówiąc ledwo poznałem bez kostiumu.



 
 
Podczas rozgrzewki (tak! wykonałem jakąś!) niebo przybrało piękne odcienie


Ôstatnie chwile przed startem 


Jako, że udało mi się znaleźć plik gpx z trasą, to nie tylko ustawiłem kurs, ale i skorzystałem z opcji PacePro. Polega to na tym, że przed biegiem ustawia się strategie tempa (Negative czy positive, wysiłek pod górkę mniejszy czy większy) i planowane tempo albo czas ukończenia. Zegarek pokazuje tempo cząstkowe każdego kilometra i na bieżąco przelicza nowe wartości, w zależności, czy mam stratę czy przewagę czasową względem zakładanego planu. Tak to mniej więcej wygląda przed biegiem 





Ustawiam się pomiędzy tabliczkami <1:30, a 1:30. Baloniki na 90 min stoją za mną. Przed odliczaniem wszyscy się zwężają podchodząc do przodu i wychodzi na to, że stoję w 3 linii. Zwykle się tak ustawiam na krótkich biegach na 5 czy 10 kilometrów, a nie podczas półmaratonu, w którym startuje tysiąc osób. 

Odliczanie, wystrzał, ruszyliśmy! W porównaniu do Poznania, gdzie wyszedłem ze ścisku na 6 kilometrze, albo nawet do Żywca, gdzie luz miałem od 2-3 kilometra, Rybnik jest fenomenem. Nawet nie wiem czy potrzeba było 50m, by mieć przed sobą przestrzeń i swobodę do biegu. 
Pierwsze 100m i nawrotka o 180°. Przebiegając obok linii startu widzę jak tłum dopiero rusza. Skręt w lewo i rozpoczyna się dłuższa prosta. Dzięki swobodzie od samego startu pierwszy kilometr 3:58, mocno ale trasa płaska. Garmin pokazał kilometr znacznie później niż znacznik trasy. Obawiałem się, że zaś sporo utnie i będe musiał dokręcać za metą. Obawy okazały się przedwczesne, bo już od drugiego kilometra, z każdym kolejnym, coraz wcześniej od znacznika informował mnie o kilometrze. 
Na drugim kilometrze była kolejna nawrotka za rondem, a potem 2-kilometrowa prosta do centrum Rybnika. O ile pierwsze 3 kilometry to lekki wznios (łącznie 16m) i ich średnie tempo to 4:04, to kolejne 3 kilometry miały taki sam spadek (który był kontynuowany na dalszych kilometrach) i średnie tempo na nich było poniżej 4.0.
Na 5tym kilometrze przebiegaliśmy przez rynek i był to jeden z najpiękniejszych momentów trasy! Przy barierkach masa kibiców, pełne stoliki przed restauracjami. Wszyscy głośno dopingują biegaczy, aż dreszcze przechodzą. A do tego lekki spadek i aż przyjemnie się biegnie. Pierwsze 5km pokonuje niewiele ponad 20 minut i pojawiają się dwie myśli. Pierwsza, to czy nie za szybko? A druga, to czy dam rade to utrzymać i poprawić życiówke na 10 km, również ustanowioną w Rybniku (40:59)?
Wybiegamy z ruynku i zaczyna się 2,25 - kilometrowa podróż wzdłuż bulwarów Niacyny. Tempo cały czas solidne, lepsze niż było zakładane. Pod koniec tego etapu po prawej stronie za rzeką rozpoznaje park edukacyjny, który kiedyś oglądaliśmy z Becią. W trakcie biegu bulwarami było jedno miejsce, które mnie zaskoczyło, a mianowicie stromy zbieg pod tunelem. Nie spodziewałem się takiej gwałtownej zmiany nachylenia i za pierwszym razem lekko straciłem równowage i wybiłem się z rytmu. Dodatkowo tunel był nie oświetlony i dość niski, niewiele ponad 2m, co przy moich 183 cm i 10,2-centrymetrowym odchyleniu pionowym, sprawiało wrażenie, że moge zahaczyć o sufit.
 

 
 
Na 8-mym kilometrze przebiegamy kolejną znaną mi drogą, obok Jeziora Rybnickiego. Kolejny bardzo piękny moment. Z lewej strony widok na całe jezioro, natomiast przed sobą kominy elektrowni.
Tempo zaczyna stopniowo oddalać się od 4.0, szybko przeliczam i ciągle mam szanse na życiówke na 10km. Podczas 8-9 kilometru jechał wzdłuż trasy bajtel na rowerze i przez dłuższy czas utrzymywał tempo biegaczy, jadąc ok 15 km/h. Zaskoczył mnie tym, bo spodziewałem się, że po kilkunastu metrach spasuje.
Zbliżamy się do półmetku trasy, wskakuje pełny kilometr i wiem, że mam już co najmniej jeden rekord podczas tego biegu. 
Przebieg przez linie startu/mety to kolejny zastrzyk energii od kibiców, tempo z powrotem w granicach 4.0. Przed bramką wypatruje Becie i macham do niej, ciągle przyspieszając.
 

 
 
W ramach podsumowania pierwszej połowy biegu powiem, że jestem zaskoczony ilością kibiców na trasie! Mało było miejsc, gdzie nie było słychać dopingu. Nawet wzdłuż bulwarów, na ławkach siedzieli ludzie, którzy dopingowali zawodników. Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że przez większość biegu biegne sam, momentami nie widząc nikogo przed sobą. W górach albo na trailowych biegach to standard, ale takie coś na asfalcie było dla mnie mega dziwne. 

Rozpoczynamy 2gą pętle, a mnie dają się znać we znaki wszystkie błędy które popełniłem. Brzuszek zaczął się odzywać i truć atmosfere, a organizm odczuwał skutki zbyt mocnego początku i zaczął słabnąć. Ściana zwykle pojawiała się w okolicy 18-19 kilometra, kilkuset metrowy kryzys i spadek tempa, a zaraz potem 20 kilometr, słychać albo i widać metę, wzrasta adrenalina i po ścianie ani widu ani słychu. A tutaj? Pierwsze oznaki słabości na 13 kilometrze, gdy tempo spada do 4:17 min/km. 
Zawodnik przede mną przechodzi do marszu. Przebiegając obok pytam, czy wszystko w porządku, odpowiada, że tak, ale potrzebuje toalety. Podrzucam mu sugestie, że są obok krzaczki i jest ciemno, wiec w czym problem? Odpowiada, że brakuje mu chusteczek. Oddalałem się, więc nie było jak dalej pogadać, a przez głowę przeszła mi myśl, że są takie momenty, w których trzeba wybierać: albo komfort albo dobiegnięcie do mety w zakładanym czasie. Dla mnie byłaby to opcja numer 2
15 kilometr to przebieg przez rynek, na którym mega doping sprawił, że tempo wróciło do stanu początkowego (4:02). Ze ścianą zderzyłem się na 16 kilometrze i od tego momentu tempo powyżej 4:20 i ciągle spadało. Wtedy też zaczęli stopniowo wyprzedzać mnie pozostali zawodnicy. 5 kilometrów biegu ze skutkami po uderzeniu to ciut za dużo. Z każdym kolejnym słabszym kilometrem głowa coraz bardziej się poddawała. Do tego zapowiedź skurczu w lewej łydce. Jeszcze nie złapał, ale czuć było mocne spięcie. Pojawiła się obawa, że jak chwyci konkretny skurcz, może być problem z ukończeniem biegu...
 

 
 
2 kilometry przed metą stał kibic mocno zagrzewający zawodników do walki. W lewej ręce trzymał puszke z Tyskim, a prawą zbijał piątki mocy. I to porządne piątki! Od razu skojarzył mi się z opowieściami Beci, gdy sama biegła tutaj 2 lata wcześniej. I też w podobnym miejscu stał koksu, który fest dopingował zawodników. Może to ta sama osoba?
Na 20 kilometrze wyprzedziła mnie spora grupa zawodników, a wśród nich pacemaker na 1:30. Niee, tylko nie to! Na życiówke straciłem szanse już pare kilometrów wcześniej, ale złamanie 90 minut dalej realne. Próbuje przyspieszać, ale lewa łydka za bardzo spięta. No i zupełny brak mocy. Poczekam z finiszem na ostatnią prostą tam się odpale. 
Nie, nie odpaliłem. Nie było typowego dla mnie sprintu, a marna imitacja wymarzonego zakończenia zawodów.



Dopadam do mety, stawiam pare chwiejnych kroków i musze oprzeć się na barierkach. Za dużo zdrowia kosztował mnie ten bieg. Kręci mi się w głowie, jestem oszołomiony i obolały. Gdy tak umierałem, to załapałem się na zdjęcie.


Dopiero jak szedłem odebrać medal i spotkać się z Becią (ciągle bardzo chwiejnym krokiem, zataczając się na boki jak pijany) zerkam na zegarek. Całość wyszła 1:29:45 i taki jest oficjalny wynik. Niemniej przebiegłem 200m więcej niż wynosi dystans połówki, wiec na 21,097 uzyskałem czas 1:28:37. Drugi raz w życiu złamałem półtorej godziny! Jest to wynik o 2 minuty lepszy od marcowego półmaratonu w Żywcu, ale i o minute słabszy od rekordu, na który miałem nadzieje.







Ogólnie z wyniku jestem zadowolony, ale mega zawiedziony sposobem jego uzyskania. Jeszcze nigdy nie miałem aż takiego spadku mocy i tempa pomiędzy pierwszymi kilometrami a końcowymi. Nawet na końcówce nie było pary by się odpalić. Finisz tempem 4.0? Na ja Was proszę, na maratonie finiszuje 3:30...



 Porównanie strategii tempa PacePro z rzeczywistymi międzyczasami.


Porównanie 3 najlepszych asfaltówek:



 
 
Nazwa: 14 PKO Rybnicki Półmaraton Księżycowy
Data: 22.06.2024
Dystans:  21,36 km
Czas: 1:29:46
Tempo: 4:12 min/km
Przewyższenia: 64m
Miejsce: 61/995 (najlepsze 6,13%)
Miejsce w kategorii: 22
Miejsce na liście najdłuższych biegów: 60
Najlepsze międzyczasy:
5 km: 0:20:03 (4:01 min/km) - 7 wynik w karierze i 3 w tym roku
10 km: 0:40:51 (4:05 min/km) - rekord życiowy! (poprawiony o 8s)
21,097 km: 1:28:37 (4:12 min/km) - 2 wynik w karierze i najlepszy w tym roku


Zobacz też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz