Biegacz - amator lubiący zdjęcia, statystyki i pokonywanie własnych granic.

Moje zdjęcie
Ruda Śląska, Śląskie, Poland

Popularne posty

wtorek, 14 listopada 2023

Górski Bieg Niepodległości

 11 listopada, 2023

 

 Wstęp i przygotowanie

Ostatni start w górach w tym roku. Patrząc na przygotowania, od początku byłem skazany na porażkę i spodziewałem się ciężkiej przeprawy. Ostatni raz w górach biegałem w sierpniu podczas... Ultra Zbója. A jeszcze wcześniej na DFBG Super Trail 130, gdzie na 93 km musiałem zejść z trasy. Całe pół roku bez treningu w górach! Mało tego, ostatnio nawet nie robiliśmy dłuższych wybiegań. W październiku było jedne i to dość krótkie (22 km). Wprawdzie na moje urodziny we wrześniu przebiegliśmy maraton, ale była to bardziej wycieczka krajoznawcza wzdłuż morza niż normalny trening. 

Tak więc w sobote z rana meldujemy się w Jaworzu pełni obaw odnośnie biegu. Przyjechaliśmy na tyle wcześnie, że udało się znaleźć miejsce parkingowe bardzo blisko biura zawodów. Nie obyło się oczywiście bez wpadek, rano pakując się na zawody wziąłem 3 rękawiczki, każda lewa... Rzutem na taśme w ostatniej chwili znalazłem i prawą, ale oczywiście nie do tej lewej, którą zabrałem. Strasznie mnie drażni takie coś i cały bieg kłuły mnie w oczy rękawiczki nie do pary.

Okolice startu powitały nas pięknymi widokami... A przynajmniej przywitałyby nas, gdybyśmy mogli cokolwiek dostrzec wśród mgły. Za to błotka było co nie miara 

 

Każdy, kto kiedyś biegł w Biegu Zbója wie, jacy są to sympatyczni i mili ludzie! Przed biegiem załapaliśmy się na malowanie twarzy i zdjęcia z Bacą na ściance. 





Dobrą godzinę siedzieliśmy w aucie i zastanawiali się, czy będą potrzebne kijki czy nie? Z jednej strony jest to krótki start, z drugiej będzie zbieg ze Stołowa. Większość ludzi nie ma kijków, ale na Stołowie będzie ślisko. Może spróbujemy jakiś bieg bez, ale na stromym zbiegu ze Stołowa na pewno się przydadzą. W sumie to przez 90-130km nosiliśmy kijki, więc i po pokonaniu Stołowa można je nosić. W końcu, po dwudziestej siódmej zmianie zdania wzięliśmy kijki ze sobą na bieg.

 
Pierwszy raz startujemy w grupowych koszulkach Run Away Team
 

 
Bieg
Kijki wzięte, rękawiczki nie z tej samej pary założone, twarz pomalowana, selfi przedstartowe zrobione. Można biec. Pierwsze 100m po błocie, a za zakrętem pierwszy i podbieg.


Już po paru metrach wyszły braki w przygotowaniu. Tętno skacze, oddech nierówny... Błoto na trasie również nie ułatwiało zadania. Był to pierwszy start górski na 21 km od prawie 1,5 roku, więc nie wiedziałem, czego mam się spodziewać po takim krótkim biegu. Plan był ambitny, złamać 2,5h! Także nie było czasu na spokojne podbiegi pokonywane żwawym marszem. Podbiegałem tak długo, jak starczało siły, chwila marszu i dalej biegiem.



Pierwsze 8 kilometrów wyglądało tak, że był podbieg, lekki zbieg, podbieg, lekki zbieg. Większość pokonywana biegiem, zbiegi mocne. 


 


Około 7 kilometra w przeciwną stronę biegł biegacz (możliwe, że ktoś z obsługi biegu, albo support?), który powiedział mi, że zamykam pierwszą 20ke. Myślę sobie "WOW, super miejsce na 350 zawodników, byleby udało się je utrzymać!" Przyspieszam kroku, doganiam zawodników przede mną... i zaczyna się najgorszy etap zawodów. Stołów. 3 razy na niego wbiegałem, za każdym razem powtarzałem sobie nigdy więcej! Ale żeby zbiegać z niego? Jesienią, po mokrych liściach i kamieniach? Będzie hardcore...


Początek zbiegu przypomina łąke, ścieżka lekko błotnista, można w miarę biec. Fest stromo, wiec ostrożnie. Końcówka zbiegu to dywan z liści, pod którym kryją się luźne kamienie. Lekko truchtam zygzakami, czasem przechodząc do marszu, cały czas asekurując się kijkami (jak dobrze, że je miałem!!). Podczas zbiegu z Stołowa przegania mnie z 20 osób... Niektórzy gnają na złamanie karku, jakby strachu nie znali. Zbiegi zawsze były moją słabą stroną, stromych boję się brać na pełnej szybkości, a przy hamowaniu zarzynam uda i stopy. Na szczęście nie zbiegamy całego Stołowa, tak jak ma miejsce podbieg na letnim Wielkim i Ultra Zbóju. Mniej więcej w połowie skręcamy w boczną drogę i zaczynamy 4-kilometrowy zbieg do zapory i Hiltona. Zbieg nie jest już taki stromy i można rozwijać większe prędkości. Pomału doganiam i przeganiam zawodników, którzy wyprzedzili mnie na Stołowie. 

Serio? Biegnąc 4ty kilometr w okolicach 4:00 zastanawiam się, czy zaraz nie wpadnie mi jeden z lepszych czasów na 5 kilometrów. Podczas biegu górskiego 😂

Na końcówce biegu koncek asfaltu i Hilton! Jest to najbardziej wypasiony punkt regeneracyjny jaki widziałem! Jako, że jest to bardzo krótki bieg górski, nie było potrzeby zatrzymywać się na napełnienie flasków czy dłuższe jedzenie. Łapie tylko dwie ulubione przekąski z Hiltona (krakersy z kremem czekoladowym i bananem) i lecę dalej. Waham się, czy nie ogrzać się wiśniówką, ale w sumie ostatnio mało pije, więc odpuszczam. Krótki zbieg do zapory, mostek dalej nie naprwiony, trzeba zeskakiwać ze skarpy i po kamieniach przedostać się na drugą stronę stronę rzeczki. Jeszcze tylko wciągnąć się na skarpę i już jestem na początku najmocniejszego podejścia na trasie.

Podbiegi zdecydowanie lepiej mi wychodzą niż zbiegi. Wprawdzie po Stołowie uda i stopy mocno zajechane, ale jest to krótki bieg, połowa trasy za mną, nie ma co marudzić. Cisne pod górke tak mocno, jak jestem w stanie. Wyprzedam 5-6 osób, trasa się prostuje, a ja musze... zrobić krótką przerwe 😐 Od startu niosłem pełny pęcherz, ale jakoś nie mogłem się zmusić by się zatrzymać. Po podejściu na Palenice doszedłem do wniosku, że lepiej końcówkę trasy (która ma być zbiegiem) pokonywać bez zbędnego balastu. Opieram kijki o drzewo i idę się odlać. Oczywiście jeden kijek musiał się przewrócić, prosto pod mój strumień... Zanim zdążyłem opróżnić do pustego baku wyprzedziły mnie 4 osoby. Ehh, jak nie Stołów, to potrzeba fizjologiczna i zaś trzeba nadrabiać straty.


Przy zbiegu z Przykrej łączą się trasy 21km i 11km. Większe zagęszczenie biegaczy, skracam kijki do minimum i lece w dół na złamanie karku.



Kilometr przed metą trzeba pokonać strumień, olewam suche kamienie, wbijam się w niego jak dzik w żołędzie. Nie wiem, czy było to do końca rozsądne... Temperatura wynosi około 6 stopni i zanim dobiegam do mety zastanawiam się, czym biegne, bo stóp w ogóle nie czuje. Ostatnie metry to sprinterski finish z myślą, byleby nie ujechać na błocie

Na mecie odczuwam skutki biegu (a zwłaszcza zbiegów). Podczas zdejmowania chipa jęczę i stękam jak weteran wojenny. Taa, ten bieg zdecydowanie za mocno mnie sponiewarał. Bardziej niż 60km na Ultra Zbóju, bardziej niż 93km na DFBG. Mam nauczkę, za brak treningów w górach i długich wybiegań.





Podsumowanie

Dziwny był to start. Chyba moje pierwsze zawody w górach, podczas których nie cieszyłem się widokami, a biegłem na wynik, zupełnie jak na asfaltówce. Ogólnie powinienem być bardzo zadowolony z wyniku, poszło lepiej niż się spodziewałem. Póki co mnie to nie cieszy, mam spory niedosyt z powodu Stołowa. Wyciągne wnioski i przed zimowymi startami na pewno będą jakieś wybiegania w górach.

Nazwa: Górski Bieg Niepodległości
Data: 11.11.2023
Dystans:  21,34 km
Czas: 2:17:22
Tempo: 6:26 min/km   
Miejsce: 36/346
Przewyższenia: 1030m
Miejsce na liście TOP 50 przewyższeń: 11
Średnie nachylenie: 48,27 m/km
Miejsce na liście TOP 50 nachyleń: 12
 

Zobacz też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz