Biegacz - amator lubiący zdjęcia, statystyki i pokonywanie własnych granic.

Moje zdjęcie
Ruda Śląska, Śląskie, Poland

Popularne posty

poniedziałek, 6 maja 2024

Wings for Life

Na Wingsa chciałem jechać już od dawien dawna. Z 8 lat temu, gdy razem z tatą zaczynaliśmy przygodę ze startami w biegach, widzieliśmy relacje z Wingsa w teleexpresie. Bieg w Poznaniu, goniąca meta, no i Małysz! Trzeba wziąć w tym udział! Oczywiście przegapiliśmy zapisy. I następne. I kolejne... 2 lata temu przypomniało mi się o Wingsie w styczniu, gdy już nie było miejsc. Rok temu pilnowałem terminu, ale zanim wyszedłem po 12h z roboty było już po ptokach. 
Jak zawsze na ratunek przyszła Becia. W sumie, to została zmuszona przyjść na ratunek 🤫 Punktualnie o 12tej przerwała zabiegi w szpitalu i zaczęła nas rejestrować. Najpierw ogarnęła siebie, a potem zdążyła i mnie. A niech by się tylko jej nie udało... Koniec końców zapisani, z Run Away Team dużo osób też się załapało. Wspólnie ogarniamy hostel, przejazd itp. No dobra, ja po prostu jestem, wszystko załatwia reszta 🙄

Początkowo plan był na co najmniej 30 km. No ale że tydzień przed Wingsem byliśmy na biegu 24 - godzinnym, trzeba było trochę inaczej oszacować siły i zmienić podejście. Przede wszystkim fun i zdjęcie z Małyszem, a ile kilometrów wyjdzie tyle będzie, bez spiny.

W sobote przed wyjściem na autobus, ostatni raz sprawdzamy czy wszystko mamy. I okazuje się, że ze spodenek wypadł mi mój szczęśliwy grosik! Znalazłem go jadąc do Żywca, gdzie uzyskałem swój drugi wynik w półmaratonie (1:30:30, 4:17 min/km). Następnie towarzyszył mi na City Trail, gdzie również uzyskałem swój drugi czas na 5 km (19:33, 3:55 min/km). Ostatnim biegiem z grosikiem była Warta Trail 24, gdzie pierwszy raz przekroczyłem 💯, a dokładniej 125 km.
I właśnie po Warcie grosik się zawieruszył. Panika. Przerażenie. Strach. Niepewność o przyszłość. Jak żyć? Po 2 minutach nie intensywnych poszukiwań znalazł się obok żelów i dextro, które zostały po biegu. Uff, ulga, napływ nowych sił, pewność, że wszystko się uda.


Z Run Away Team spotykamy się na dworcu w Katowicach. Od dobrych dwóch lat nie jechałem na zawody w tak licznej ekipie!


Podróż pociągiem zdecydowanie przyjemniejsza, niż ostatnim razem, gdy jechałem do Poznania na półmaraton. 

Na tym zdjęciu też jestem, ktoś mnie znajdzie? 

Widzicie te oko pod Becią? To ja!

Pierwsze kroki w Poznaniu skierowaliśmy na targi. Pakiety odebrane, zdjęcia porobione 





Rzeczy zostawione w hostelu, ruszamy na miasto w poszukiwaniu pożywienia. Parę metrów i znajdujemy da grasso. Okej, brzmi jak plan 



Rynek w Poznaniu. Ostatnio jak byłem, to był w remoncie. Teraz już lepiej wygląda, ale i tak nie załapaliśmy się na koziołki. 





Most świętego Rocha. Nie wiem co to, ale był na styku dwóch kratek, więc trzeba było go zaliczyć 😂


Z reguły dzień przed biegiem staram się jeść zdrowo i przede wszystkim mało. O ile z ilością się w miarę udało, to nie wiem czy promocja na Desperadosy i pizza 🍕 pomogły 🙄 Nie da się jechać ekipą na wyjazd i nie integrować się przy procentach 🤫

Tak więc w dzień zawodów wstajemy kompletnie niewyspani, zmęczeni i bez energii. Straszna duchota, człowiek ledwo co się rusza jak mucha w smole, a tu każą mu biegać... 
Idziemy na poszukiwania żabki i kawy, a tu surprise mada faka, w niedzielę otwarte od 11...
Znaleźliśmy jedyny otwarty sklep spożywczy, a w nim wczorajsze pączki i bułki. Jesteśmy uratowani!

W kuchni w hostelu była dostępna kawa, w miarę zaczynamy funkcjonować, więc idziemy na rynek. 




Ostatnie chwile w hostelu
 

 
 
O 11 grupowa zbiórka i kierujemy się w strone Targów. Żar leje się z nieba, torby coś strasznie nabrały wagi, ogólnie męczarnia. Docieramy razem z rzeszą innych biegaczy, bezproblemowo ogarnęliśmy depozyty. Co teraz? Mamy ponad 1,5h do startu. Stanie w kolejce do zdjęcia na ściance brzmi słabo... 

Po 12 otwierają się bramki do stref startowych. Oczywiście moje ADHD kazało nam wyjść na pełne słońce i stać w nim przez dobre 40 minut. Wiadomo, trzeba było zając lepsze miejsce. Zawsze lepiej startować, gdy przed Tobą jest tylko 2148 biegaczy, zamiast 3 tysięcy.



 

Jak widać bezchmurne niebo. Tysiące osób i pełno asfaltu. Stojąc w tym piekarniku mieliśmy obawy, czy w ogóle dotrwamy do startu...
13:00 nareszcie zaczynamy! Początkowe 150m po placu targów wśród wiwatów kibiców, następnie przez przejście w bloku, które bardzo przypominało Bieg dla Słonia na Stadionie Śląskim. Po drugiej stronie kolejne rzesze kibiców, emocje aż ciarki przechodzą. Naprawdę, dla tych kilku chwil na początku biegu warto było jechać do Poznania.
Pierwsze kilometry bez szału, bardzo duży tłok. 
Bodajże na 4tym kilometrze, na przejściu dla pieszych stała trójka Afrykańczyków, którzy dopingowali kibiców rytmicznym śpiewem, tańcem i klaskaniem. Fajnie to brzmiało, aż żal, że człowiek leciał dalej i nie mógł posłuchać dłużej. 
Pierwsze 5 km pokonuje w czasie 25:28. Szału ni ma, ale w końcu miało być for fun co nie?
Na 6 albo 7 kilometrze spotykam znajomego z Bytomia. Chyba do 15 kilometra biegliśmy razem, co chwile rozmawiając. Wątpie, bym kiedykolwiek wcześniej biegł tak długo z kimś na zawodach i rozmawiał. Wiadomo, było to luźne tempo, w granicach 5:00-5:10, ale i tak spora nowość, jeśli chodzi o moje starty.
Na 10 kilometrze miałem drobną awarię zegarka, a mianowicie chciałem usunąć powiadomienie i zlapowałem okrążenie... Na szczęście było to 60m po pełnym kilometrze, więc łatwo było w głowie odjąć i ustalić właściwy dystans.
Na 3cim punkcie, w okolicach 15 kilometra, dopadam do banana, który nadzwyczajnie dodał mi sił.
O ile pierwsze 15 kilometrów w granicach 5:00, to po bananie przyspieszam do 4:30-4:40 min/km. I to na pełnym luzie. Z uśmiechem na twarzy wymijam kolejnych zawodników. Byle do półmaratonu, plan minimum będzie wykonany, później to już lajcik.
Na 20 kilometrze dużo się działo. Najpierw Becia pisze, że dogonił ją Małysz. Później zaczęło kropić, a na końcu spotkałem Warszawskiego Biegacza, który biegł rodzinnie z wózkiem. Zatrzymuje się, pytam czy moge zrobić z nim fotke, zbijam piątke i lece dalej.

Na zdjęciu obok niego wyglądam fest ulany, ale to tylko złudzenie optyczne :D

Deszcz coraz mocniej pada, w tle słychać grzmoty. Robi się coraz zimniej, a wiatr jak zwykle wieje w twarz. Kilometry mijają, a ja czuje coraz większe zmęczenie. Na 25 kilometrze decyduje się na red bulla rozcieńczonego z wodą. Szczerze to nie smakował za dobrze, zwłaszcza na ciepło. Zerkam na ściąge w telefonie
 
Szybko przeliczam w głowie i dochodzę do wniosku, że nie ma szans na 30 kilometrów. Trochę podcięło mi to skrzydła i zniechęciło do dalszej walki, ale tempo cały czas w granicach 5:00, więc nie było tragedii. 
Niedaleko mnie biegnie ekipa dziewczyn z Team Asics (nie wiem czy dobrze zrozumiałem), która motywuje biegaczy do biegu. Słysze, że ktoś mówi, że Małysz będzie za 200m. 200m? No to pizda na gaz! 28 kilometr tempo wzrosło do 4:36 a tu auta pościgowego jak nie było tak nie ma!
W końcu jest! Wyjmuje telefon, robie zdjęcie za zdjęciem

 

Zatrzymuje się, chce wyłączać Garmina, a tu wszyscy dalej biegną. Patrze na pojazd który mnie minął... niee, zdecydowanie nie wyglądało to jak Porshee z Małyszem. Chcąc nie chcąc wracam do truchtu i czekam na właściwe auto pościgowe.
Po drodze mijam chorągiewke z 71 kilometrem. Jeszcze nie dzisiaj, ale może kiedyś?

Jestem z pokolenia, które lata temu, każdy weekend siedziało przed telewizorem i oglądało skoki narciarskie na fali Małyszomani. Po tylu latach, po tylu kilometrach w końcu moge na żywo zobaczyć Adama Małysza! No dobra, mignął mi tylko i na do datek na zdjęciach widać tylko fragment jego ręki. Ale był tam! Widziałem go! I prawie mam zdjęcie! Jestem tym usatysfakcjonowany :D




Udało się uciekać przez 2 godziny 21 minut i przebiec 28,7 km. Niewiele zabrakło do celu, ale patrząc na to, że tydzień temu biegłem 125 km, jaki upał dzisiaj panował, wiatr i kac, nieprzespana noc i brak jedzenia, to z wyniku jestem zadowolony.
Człapie pomału do następnej chorągiewki z kilometrem. Czekając na autobus załapuje się do zdjęcia z w/w grupą Asicsa


Przyjazd transportu strasznie się dłużył, później jechaliśmy ściśnięci jak sardynki w puszce. Co jakiś czas zerkam na stronę Eurosportu i ślędze relacje na żywo. Dominika Stelmach kolejny raz wygrywa całego Wingsa, niesamowita kobitka! 
Spoglądam na zegarek i coraz bardziej się stresuje, że nie zdąże na pociąg. Na szczęście kierowca nie wysadzał nas na pętli tramwajowej, a podjechał pod targi. Wysiadam, od razu biegiem po medal. Pierwsze 4 metry jak Usain Bolt, później przyszedł kryzys i musiałem przejść do marszu. No cóż, łydeczki zabolały.
Przy mecie czekała już cała drużyna Run Away Team. Przepraszam za spóźnienie 
 
Szybkie zdjęcie z Becią na tle mety i biegiem na dworzec.


Dopiero siedząc w przedziale, mogłem wziąć się za uzupełnianie kalorii. Tak, jadłem 4 godziny. Tak po powrocie do domu dalej jadłem. Tak, łatwiej mnie ubierać niż karmić. Podziękowanie dla drużyny za ogarnięcie jedzonka.
 
 
Powrót dość szybko zleciał w świetnej atmosferze. Naprawdę, przyjemnie się jechało pociągiem, nie wykluczone, że jeszcze się skusimy na wspólny wyjazd.


Ogólnie jestem zadowolony, nietypowy sposób zawodów, goniąca meta, atmosfera, kibice, oprawa. Fajne to było. Jeśli by to był mój główny bieg, to bym był zawiedziony, że nie walczyłem o 35km albo chociaż o 30. Ale traktując to jakie bieg for fun, bez spiny to uważam, że był on bardzo udany :)
Trochę statystyk z biegu.






Nazwa: Wings for Life
Data 05.05.2024
Dystans:  28,7 km
Czas: 2:21:21
Tempo: 4:56 min/km
Przewyższenia: 103m
Miejsce w Poznaniu: 446 / 8000
Miejsce na świecie: 3797 / 265818
Miejsce na liście najdłuższych biegów: 35

Najlepsze międzyczasy:
5 km: 23:26 (4:41 min/km)
10 km: 47:42 (4:46 min/km)
21,097 km: 1:42:49 (4:52 min/km) - 3ci wynik w roku i 9ty w karierze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz