Biegacz - amator lubiący zdjęcia, statystyki i pokonywanie własnych granic.

Moje zdjęcie
Ruda Śląska, Śląskie, Poland

Popularne posty

niedziela, 24 marca 2024

City Trail #5 i podsumowanie całego cyklu

Wstęp
City Trail to cykl 5 biegów przełajowych na 5km, rozgrywany przez 6 miesięcy w 10 miastach w Polsce. Zawsze ta sama trasa, ale zważywszy na okres jesienno-zimowy praktycznie za każdym razem inne warunki.

Postanowiliśmy z Becią w tym roku wziąć udział w imprezie (Becia 2 lata temu ukńczyła cały cykl). We wrześniu zapłaciliśmy z góry za 5 biegów, dzięki czemu mogliśmy skorzystać z dodatkowych promocji. Oboje zdecydowaliśmy się na zestaw książek biegowych. Zrobiliśmy na tym interes życia, gdyż za 8 książek (każda kupowana osobno to ok 40zł/szt) zapłaciliśmy... 40 zł! Janusze Biznesu :D

#1

Pod koniec października pierwszy raz udaliśmy się na Giszowiec w Katowicach. Odbiór pakietów, książek, spacer w oczekiwaniu na start. O ile początkowo kropiło, to przed startem przyszła niezła ulewa i całe zawody biegliśmy w deszczu.
 
0:20:11 (4:02 min/km)
Open 41/370
Kat. 13/45
 

 

 
PS był to ostatni bieg przed założeniem bloga, więc dopiero od drugiego startu w City Trail są szczegółowe relacje. Opisze i ten pierwszy start, ale jako, że jestem fanem chronologii, będzie to zrobione na sam koniec :P


#2

Listopad bardziej na zimowo, temperatura w okolicach 0 a ja się zdecydowanie za ciepło ubrałem i miałem spore problemy podczas biegu. Niemniej poprawiłem wynik sprzed miesiąca. 
 
0:19:52 (3:58 min/km)
Open: 51/412
Kat: 17/61



#3

Grudniowy start był jedynym, pod którego się przygotowywałem (wcześniejsze były "z marszu"). Naprawdę, uważam, że wtedy miałem życiową formę na 5 km, no ale do głosu doszła moja ukochana robota, nocki i wszystko poszło się jebać...
 
0:20:09 (4:02 min/km)
Open: 42/336
Kat: 15/50
 

 
 
 
#4 
W styczniu Katowice miały przerwę od startów, natomiast w lutym musiałem zrezygnować z wyścigu z powodu grypy.


#5
Od 2 tygodni wiedziałem, że nie dam rady wystartować w ostatnim biegu. W tygodniu pomiędzy Żywcem a City Trail udało się zrobić jeden trening biegowy (7 km, 4:43 min/km) na którym mocno (aż za mocno!) czułem pośladki i dwójki ud po półmaratonie. Aż tu nagle w sobote dostaje informacje, że jednak jest wolna niedziela! No to szybka zmiana planów i jednak pojawiamy się we dwoje na Giszowcu.
Odkąd kupiłem słuchawki na przewodnictwo kostne wiedziałem, że użyje ich na city trailu. Do biegu poza granicą komfortu potrzebuje muzyki. Na treningu z słuchawkami zawsze wychodzi mi lepsze tempo niż bez. Podczas zeszłotygodniowego półmaratonu w Żywcu idealnie się sprawdziły i miałem nadzieje że teraz również mi pomogą. Niestety, powrót z imprezy je wykończył i wyzionęły ducha zaledwie po miesiącu użytkowania... No cóż, będę musiał się skupić na czymś innym, by nie myśleć o bólu i zmęczeniu podczas zawodów.
Kolejnym problemem był dojazd, jako że auto zepsuło się dzień przed wyjazdem do Żywca. Becia jak zwykle ogarnęła dojazd komunikacją miejską i w niedziele po 9 wychodzimy na chłodny, deszczowy poranek. 2 stopnie Celsjusza i opady deszczu. Zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie marcowy start.


Przesiadka na AWF-ie w Katowicach, przestało padać i w oczekiwaniu na autobus zrobiliśmy spacerek po okolicy. Wysiadamy na Giszowcu, wita nas mróz, deszcz i ogólnie morale i chęci do biegu nie były zbyt imponujące. Do startu niecała godzina, więc by się rozgrzać robimy kolejny spacerek, później odwiedzamy depozyt i pare minut przed 11 wychodzimy z zadaszenia. Kolejnym kłopotem był fakt, iż nie udało mi się zdetonować ładunku w toalecie. Zbyt wielu biegaczy i okręty podwodne unosiły na powierzchni, tak, że prawie wylewały się za krawędź... No cóż, pobiegne z pełnym brzuszkiem, może nie będzie tak źle.






Tym razem decydujemy się pobiec zupełnie na krótko, jedynie rękawiczki pasują do temperatury. Na szczęście przestało padać, wyszło słońce i tylko od czasu do czasu delikatnie pokropiło.
2 minuty do startu, a ja czuję, że po raz enty muszę iść podlać krzaczki. Ledwo wróciłem, włączam zegarek i odliczanie do startu.
Coś się zagapiłem i stałem dalej niż zwykle. Pierwsze kilkaset metrów to podbieg. Wąska droga, stopniowo wyprzedzam biegaczy. Najpierw wymijając z lewej nie zauważyłem wystających gałęzi, w ostatniej chwili zasłoniłem twarz rękami. Biegne dalej, tym razem atakując z prawej i ponownie zmuszony jestem osłaniać twarz przed gałęziami. Ktoś poszedł w moje ślady i również wyprzedzał tuż za mną, co skończyło się tym, że dostał gałęziami. W końcu zakręt w prawo, droga staje się szersza, więcej luzu i można wejść na pełne obroty. Od pierwszego podbiegu mocno czułem tył ud oraz pupe (i to nie skuli trzymania). Półmaraton w Żywcu za bardzo mnie sponiewierał, za szybkie tempo na tamtą ilość przewyższeń i dalej odczuwałem skutki. Zaczynam słabnąć, po kolei wyprzedzają mnie inni zawodnicy a ja się zastanawiam, co mi odbiło, żeby planować atak na rekord (19:15). Wprawdzie 1,5 tygodnia temu złamałem na treningu 20 minut, ale to było przed Żywcem, no i na bardziej asfaltowej trasie. Zegarek pokazał pierwszy kilometr - 4:02 (przy 20m wzniosu). Wow, jednak całkiem nieźle, w moim odczuciu biegłem dużo wolniej, czyli jednak jest nadzieja.
Drugi kilometr praktycznie był z górki, a zamiast odrobić straty, to poszło mi jeszcze gorzej. Ponownie zaczyna się problem z wzięciem pełnego oddechu i zaczęło brakować motywacji. Zegarek pokazał 4:07.
Na trzecim kilometrze do problemów z oddechem doszło zatkane ucho. Od paru dni mam problem z zatokami i pewnie to było tego przyczyną. Próbuje jakoś odetkać, ale ciężko zrobić to w pełnym biegu. Naprawdę miałem już dość i czułem rezygnacje chociaż o dziwo tętno było dość niskie. 2-3 strefa? Zwykle od początku do końca jade na 4-5. 3ci kilometr pokonuje w czasie 3:46
Szybko przeliczam w głowie i dochodzę do wniosku, że jeszcze jest nadzieja złamać 20 minut. Odżywam, wraca ochota do biegu. Asfaltowy fragment, więc jeszcze bardziej przyspieszam. Oddech ciężki, tętno w końcu dochodzi do maksimum i ja coraz bardziej podkręcam tempo. Zbieg z asfaltu, zakręt i najwęższy fragment trasy. Zahaczam nogą o gałąź, lekko rozcinam skóre nad kostką, na szczęście obyło się bez wywrotki. Mógłbym ten fragment pokonać szybciej, ale ktoś bieg przede mną i nie było jak wyprzedzić. Może to i dobrze? Zachowałem więcej sił na finisz. 4ty kilometr pokonuje w czasie 3:56.
Na ostatnim kilometrze już nie ma kalkulacji, tylko pełna do przodu! Na finiszu tempo wynosi 2:44! Mijam metę całkowicie wykończony, łapie się barierek i próbuje opanować słabości. Dobrą minute jęczałem zanim udało mi się przyjąć bardziej pionową postawę i wziąć się do roboty. Najpierw sprawdzam na live tracku gdzie jest Becia. Ma już ponad 4km za sobą i niedługo też będzie na mecie! Boję się, że nie zdążę odebrać depozytu, więc tylko udaje się odebrać medal i kubek herbaty. Pogoda kolejny raz się zmieniła i teraz z nieba spadają grube płatki śniegu.
Wracam w okolice mety, chwilę później Becia na nią wpada. Udało się, uzyskała swōj najlepszy czas na tej edycji, zajmując dzisiaj 3 miejsce w swojej kategorii!
Dopiero wtedy zerkam na zegarek i...aż nie wierzę, co mi Strava pokazuje. 19:33 (3:55 min/km)! Jest to mój najlepszy czas na City Trail i jednocześnie 2gi wynik w życiu 🥈 





Odbieramy depozyty, ubieramy się cieplej, chwile odpoczywamy i udajemy się w drogę powrotną. Oczywiście, my nie możemy kulturalnie zamówić ubera albo iść na autobus. Wracamy z buta! Nie ważne, że przed chwilą sponiewierała nas szybka 5ka, to tylko 15 km marszobiegu, będzie fajnie. Taa, jasne...


City Trail #5 był moim jubileuszowym, 50tym, startem w zawodach. Był to też chyba pierwszy bieg, w którym oboje, zarówno Becia jak i ja, byliśmy zadowoleni ze swoich wyników

Nazwa: City Trail
Data: 24.03.2024
Dystans:  5,11 km
Czas: 0:20:01
Tempo: 3:55 min/km   
Miejsce: 29/296
Miejsce w kategorii: 11/41
Czas na 5 km: 0:19:33
Tempo na 5 km: 3:55 min/km  
TOP 10 czasów na 5km: 2 miejsce

Podsumowanie:
Pierwszy raz udało mi się zaliczyć cykl biegowy! Wprawdzie 4 z 5 biegów, ale się udało. W końcu!
Trasa jest wymagająca, przełajowa, taka jak lubie. Poziom też jest bardzo wysoki. Mam nadzieję, że w przyszłej edycji również uda się się wystartować. Jest to fajna motywacja, by zimą dodać więcej mocnych akcentów do treningu.




Garmin oferuje ciekawą funkcje porównywania biegów. Jeśli ktoś się w nią bardziej zagłębi to fajnie widać, co w którym biegu poszło lepiej, a co nie zagrało. Nasuwa się też kolejny wniosek, a mianowicie im więcej deszczu, tym zegarek mniej dokładnie pokazuje. Na 1szym i 4tym biegu są największe skrajności, jeśli chodzi o wysokość, czy o dystans. 
W dzisiejszym, rekordowym biegu, niektóre kilometry zdecydowanie szybsze niż zwykle, natomiast 2gi i 5ty km najgorzej z całego cyklu!
Cieszy też fakt, że teoretycznie, dzisiejszy bieg najmniej mnie kosztował. Najniższe średnie tętno oraz najmniejszy efekt treningu, przy jednoczesnym najszybszym tempie i najkrótszym czasie kontaktu z podłożem. 

Klasyfikacja generalna
miejsce / ilość zawodników którzy ukończyli cykl (minimum 3 biegi) / ilość wszystkich zawodników
 
OPEN: 34 /  239 / 453
KAT: 11 / 51 / 110

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz