Biegacz - amator lubiący zdjęcia, statystyki i pokonywanie własnych granic.

Moje zdjęcie
Ruda Śląska, Śląskie, Poland

Popularne posty

poniedziałek, 18 grudnia 2023

City Trail #3

City Trail składa się z 5 biegów, natomiast żeby zaliczyć cykl wystarczy wystartować w 3 (i też najlepsze 3 czasy liczą się do klasyfikacji generalnej). Jeszcze nigdy nie udało mi się skończyć żadnego cyklu biegowego... Z tego też powodu czułem presje ale i motywacje. Jeśli ukończe teraz te zawody, to mam już zapewnione miejsce w klasyfikacji i medal na koniec. Ostatnie dwa starty będą okazją na poprawe wyników, już bez presji o zaliczenie cyklu. 



City Trail #3 był ostatnim zaplanowanym startem w tym roku. Pierwszy start rozpoznawczy, na przeziębieniu. Drugi był tydzień po biegu górskim, bez przygotowania do szybkiego biegania (priorytetem były góry, więc wchodziło więcej podbiegów niż tempa). No i nachodzi on. Trzeci start, pod którego się przygotowywałem. Przez ostatni miesiąc weszło pare fajnych treningów w tempie, a 2 z nich zasługują na szczególne wyróżnienie.

Pierwszy to były serie z szybkim tempem, które wykonywaliśmy na bieżni.
3x 5 min (3:42 min/km) / 3 min tr + 6x 30s (3:13 min/km) / 1 min tr
 

 
Od początku cały bieg pod kontrolą tempa, z dużym zapasem mocy. W trakcie pierwszej serii biegło mi się tak dobrze i lekko, że rozważałem atakowanie życiówki na 5km. Doszedłem jednak do wniosku, że na rekordy przyjdzie czas na zawodach, teraz lepiej skupić się na treningu. Trzeci, może i czwarty raz robiłem dokładnie taki sam trening, ale na tym miałem najlepsze tempo, przy zachowaniu pełnej kontroli. Czułem się na tyle dobrze, że biegłem bez zadyszki i ze świadomością, że w każdej chwili mogę przyspieszyć, albo utrzymać tempo dłużej niż wynosiła seria. Naprawdę, bardzo podbudował mnie ten trening.

 

Drugi trening odbywał się na osiedlowej pętli, która wynosiła 1 km. Proste założenie, przebiec ciągiem 5 kilometrów w granicach progu 4:20-4:30 min/km. Nie było to łatwe, ponieważ na chodnikach zalegał śnieg, było ślisko i zimno. Jakieś 100 metrów trasy przebiegało po nieośnieżonym fragmencie, w którym zapadałem się po kostki, natomiast spory problem stwarzało przebiegnięcie przez przystanek autobusowy i omijanie przechodniów. No dobra, damy rade. Pierwszy kilometr tętno w 3ciej strefie, tempo 4:14. Za szybko, trzeba zwolnić. Drugi kilometr 4:19, tętno dalej nie weszło na progowe. Trzeci kilometr zbliżam się do tętna docelowego, ale jeszcze nie łapię się na 4tą strefe, tempo 4:14. Czwarty kilometr przyspieszam, jest zapas mocy i sił. Tętno weszło na progowe, a tempo 4:02. Ostatni kilometr, w końcu tętno wzrosło bardziej i delikatnie puka do bram 5tej strefy, ale nie do końca jest zdecydowane by przez nią przejść. 3:57. I to już? Koniec? Przecież nawet się nie zmęczyłem do porządku, a wyszedł mi jeden z lepszych czasów na 5km (20:47). Po robocie, po śniegu, treningowo, zostając z dużym zapasem sił. Spokojnie mogłem przebiec jeszcze pare kilometrów podobnym tempem, albo zrobić jeszcze jedną rundke grubo poniżej 4:00 i atakować rekord. Naprawdę, dostałem takiej pewności siebie i swojej formy, że plan złamania 20:00 minut wydawał mi się śmiesznie prosty. Zbliżenie się do rekordu (19:15)? Jak najbardziej realnie, a jak się pofarci, to może i złamie 19 minut!




Jak widać, wszystko szło idealnie, forma była, cel ambitny, ale jak najbardziej realny do wykonania. Pogoda też dopisała, pare stopni powyżej zera, praktycznie bez śniegu, niewiele błota. Wymarzone warunki. Ale jak idzie za dobrze, to znaczy, że prędzej czy później coś się spierdoli. Do gry weszła moja ukochana robota... Będąc chyba w najlepszej formie na 5km jaką miałem, dowiaduje się, że tydzień poprzedzający start, będę robił na nocki. Przez 12 lat co drugi tydzień robiłem na noc, ale dalej organizm nie może się do nich przystosować. Z reguły jak mam nocki, to nie jestem w stanie trenować, wiecznie zmęczony, słaby, opuchnięty, niewyspany itd. Idealnie przed startem... W tym roku miałem farta, bo to są drugie zawody, które biegne po nockach. Pierwszy start był w lutym.Z powodu nocek byłem zmuszony zrezygnować z niego, a decyzje podjąłem pare godzin przed startem.

Tydzień poprzedzający City Trail prawie nic nie trenowałem, niewiele spałem, przytyłem 2 kilo. Malo tego, jeszcze w sobote poszedłem na nocke. Na szczęście nie siedziałem do 6 rano, udało się wyjść o 3, ale i tak za długo nie pospałem.

Becia mnie budzi żebym nie zaspał na start, a ja nie mam pojęcia na jakiej planecie się znajduje. Z problemami ale udaje się jakoś ogarnąć i dotrzeć na Giszowiec. Pomogła kawa + kofeina. 

Będąc na miejscu rozgrzewamy się po terenach kopalni Staszic. Tempo powyżej 6:40, a ja mam tętno 160 i problemy z poruszaniem. Po jednym kółku Becia udała się w okolice startu, jest jeszcze czas, posiedze w aucie, żeby nie marznąć. 10:40, wyruszam na drugą pętle rozgrzewki. Po drodze przerwa na podlanie krzaczka i rozciąganie, potem spokojnie kontynuuje rozgrzewke. Patrze na zegarek, a tu zostało niecałe 10 min do startu, jestem nie przebrany i w odległości ponad kilometra. Trzeba zwiększyć tempo, 5:30 a ja mam tętno porównywalne z treningiem progowym... Dopadam do auta, szybko ściągam kurtkę, spodnie, biore łyk izotonika. Złoszczę się, że Becia wypiła prawie wszystko, zostawiając mi resztki. Do tego strasznie zimne, coś to mega się wychłodziło przez te pare minut. Okej, ubrany, gotowy, numerek założony, jeszcze tylko znaleźć rękawiczki. Okej znalazłem i rękawiczki i izotonika, prawie pełnego. Ten zimny łyk co wypiłem, został z poprzedniego city traila, butelka musiała się zawieruszyć pod fotelem. Spoko, może nie zaszkodzi. Zerkam na zegarek, 3 minuty do startu, jakieś 400 metrów, zdąże. 
Wbijam na start, przeciskam się przez tłum biegaczy, by ustawić się w pierwszej fali, poniżej 22 minut. Okej, jest pare sekund, może by tak chociaż poruszać biodrami albo kolanami? Schylam się, niee, to się nie uda, oleje to. Burczy w brzuchu, zapomniałem zjeść batonika. Co ja tu w ogóle robie? Jakie łamanie 19 minut? Jakie rekordy? Jakie schodzenie poniżej 20 minut? Jakie 5 kilometrów? Przecież w tym stanie tego nie przelece...
Wystrzał, włączam zegarek i lece. Wyjątkowo nie pcham się do przodu, dzisiaj nie ma sensu. Od początku problem z oddechem, co często mi się zdarza na nockach. Nie jestem w stanie wziąć głębokiego oddechu. Jedynie płytki oddech, który nie pozwala w pełni się dotlenić. A tu jeszcze trzeba biec... Spokojnie biegne pierwszy podbieg i pokonuje go w czasie 4:11. W sumie nie ma źle, ale jeszcze pare dni temu zakładałem średnie tempo poniżej 3:50. Drugi kilometr zaczynam wyprzedzać, cały czas problemy z oddechem. Cieszy mnie tempo równe, stabilne, nawet przyjemnie się biegnie. Trzeci kilometr również na względnym luzie, naprawdę, był to pierwszy start na 5km, w którym nie czekałem na mete jak na zbawienie. Kontrola tempa, mięśnie pracują jak należy, tylko coraz bardziej odczuwam problemy z tlenem. Na czwartym kilometrze zastanawiam się, czy w ogóle ukończe bieg. Naprawde, nie mogąc wziąć normalnego oddechu bałem się, ze zaraz zjade i będą mnie znosić z trasy. Widze fotografa, nie ma przede mną nikogo, więc skacze. Bieg nie wyjdzie, ale może będe miał fajne zdjęcie (a jednak nie mam 🤦). Lekkie zachwianie przy lądawaniu, pare koślawych kroków i lece dalej. Ostatni kilometr najszybszy, momentami pojawiało się tempo w graniach 3:05. Wbiegam na mete, niewiele powyżej 20 minut. 
 

 
 
Wyłączam zegarek, odchodze pare metrów i zgina mnie w pół. Dostałem takich torsji, że myślałem, że zaraz wszyscy zobaczą co jadłem na śniadanie. Zdecydowanie nie był to dzień na mocne bieganie...
Szkoda, mam ogromny zawód po tym biegu. Niby czas całkiem przyzwoity, zważywszy na nocki to rzekłbym iż bardzo dobry, ale... Patrząc na przygotowania i forme przed startem, spodziewałem się zdecydowanie lepszego wyniku niż urwanie paru sekund w porównaniu z treningiem wykonywanym po śniegu.
 
JA 1:1 nocki

 

Nazwa: City Trail

Data: 17.12.2023

Dystans:  5,02 km

Czas: 20:17

Tempo: 4:02 min/km   

Miejsce: 42/336

Miejsce w kategorii: 15/50

Czas na 5 km: 20:07

Tempo na 5 km: 4:01 min/km  

TOP 10 czasów na 5km: 5 miejsce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz