Z archiwum zawodów
38 PZU Maraton Warszawski, 25 wrzesień 2016
Kiedyś ojciec powiedział, że przed 50 urodzinami przebiegnie maraton. Także 5 dni przed zmianą cyfry z przodu meldujemy się w Warszawie. Wybór padł na stolice, ponieważ trasa jest bardzo płaska, dzięki czemu będzie idealna na debiut w maratonie. W sobote po robocie pędem do domu, zabieram torbę z butami, lece na pociąg i wieczorem spotykam sie z ojcem w Warszawie.
Nocleg w hostelu, spory stres przed biegiem, problemy ze snem w nocy. Rano półprzytomny 10x sprawdzam czy mam numerek i chipa. Wszystko gotowe, ruszamy. Najpierw spacer, potem pare przystanków metrem (którym pierwszy raz jechałem) i znajdujemy się w okolicach startu. Znajdujemy depozyt, odkładamy ubranie na zmiane, zostaje tylko w starej bluzie, którą wyrzuce przed startem (wszystkie wyrzucone bluzy będa zbierane i odawane na zbiórke dla potrzebujących). Oczywiście wziąłem nie tą bluze co planowałem, trudno. Na przemian rozgrzewamy się i marzniemy, aż w końcu nadchodzi czas, by udać się do swoich stref startowych. Na zgłoszeniu nie było opcji "chce doczołgać się do mety" więc zaznaczyłem 4:30-5:00.
Wystrzał. Ruszam, pierwsze 2 metry spoko, potem korek, przechodzę do marszu. Pierwszy raz startowałem w takim tłumie, gdzie nie można było biec. I tak wyglądał pierwszy kilometr, który pokonuje w czasie 6:28. Jak zrobiło się luźniej to zostawiłem ojca i pognałem do przodku. Spotkałem kumpla z klasy z liceum, zamieniliśmy pare słów i jego też zostawiłem z tyłu.
Większość biegu pokonywana stałym tempem, w okolicach 5:30 min/km. Naprawdę, czułem się dobrze przygotowany do biegu. Nie ważne, że nigdy wcześniej nie przebiegłem więcej niż 23 km, jest forma, damy rade zrobić 42 km. Praktycznie na całej trasie sporo kibiców, co pare kilometrów strafa muzyczna z zespołem. Ich doping dodawał skrzydeł
i aż się przyjemnie biegło. Niektórzy nawet czytali imiona z numerów
startowych i imiennie motywowali biegaczy! Fajnie tak, gdy obcy ludzi
krzyczą do ciebie "dawaj Marcin, już niedaleko!". Gdy na 20-25km mijałem ludzi, to większość sapała, miała ciężko oddech,
ja natomiast biegłem se na lajcie bez śladu zmęczenia, tak, jakbym
właśnie był na 2km rundki wokół osiedla. Jednak racje mieli Ci wszyscy, co mówili, że prawdziwa walka zaczyna się po 30km. Wprawdzie kondycyjnie dalej było wszystko bardzo dobrze, jednakże nogi zaczynały coraz bardziej boleć.
Na punktach zaopatrywałem się w wode i cukier. Bałem się, testować żeli, nie wiedziałem, jak organizm na nie zareaguje. Nie oznacza to, że co punkt nie brałem żadnego. Brałem i chowałem na później do kieszeni. Na mecie miałem je tak wypchane, że nie wiem, jak udawało mi się biec z takim balastem 😂
Cały bieg bałem się spojrzeć na zegarek. Bateria trzymała niewiele ponad 4h użytkowania, jeśli bym sprawdzał tempo albo tętno, to mogłaby nie wytrzymać do końca. Jeśliby w debiucie w maratonie endomondo zapisało dystans poniżej 40 km, to polałaby się krew...
Największe problemy zaczęły się od 35km, gdy nie dość, że nogi fest już bolały, to jeszcze
zaczynały odzywać się stawy (kolana + prawe biodro). Wtedy właśnie
zaczęła się prawdziwa walka z dystansem - nogi wyły z bólu i błagały o
litość, a każdy krok to była istna mordęga. Na szczęście, gdy mięśnie
zawodzą to głowa pcha je naprzód. Na 41km powiedziałem sobie "kiedy kurwa jak nie teraz?" i udało mi się
na tym ostatnim kilometrze wykrzesać resztki sił z organizmu i biec
niemal sprintem, wyprzedzając co najmniej z 50 zawodników. Kibice przy barierkach entuzjastycznie zareagowali na taki finisz i dopingiem pomogli mi utrzymać wysokie tempo do samej mety. Ostatnie 700m pokonałem średnim tempem 3:55 min/km.
Wpadam na mete, serce wali jak oszalałe, tętno grubo powyżej maksymalnych wartości. Nogi sztywne, a zarazem chwiejne. Organizm był już tak wyczerpany, że idąc po medal zataczałem się jak pijany. Byłem w takim szoku, że niewiele z tego nie pamiętam. Wiem tylko, że gdy przeszedłem pare chwiejnych metrów, zauważyłem, że w ręce mam butelke z wodą, a na szyi medal. Siadam, albo raczej przewracam się, na krawężnik i próbuje opanować zawroty głowy. Popijam wode i jakoś udaje mi się dojść do siebie. Rozwiązuje sznurówki, oddaje chipa i ruszam na poszukiwanie depozytu.
Depozyt odebrany, wyjmuje z niego telefon i pisze SMS do ojca, że jestem już na mecie. Zastanawiam się co teraz. Spaceruje po miasteczku biegowym i odkrywam duży namiot z strefą masażu. Nigdy nie korzystałem, mam chwile, może pomóc, czemu nie? Ustawiam się w kolejce i czekam zerkając do środka jak to wygląda. Prawie wszystkie masażystki to młode studentki. Fajnie! Nie wiem czy to kolor mojej brody, czy pech sprawił, że trafiłem na jedynego studenta...
Tata dobiegł na mete w czasie 04:52:15. Jak na debiut w maratonie w wieku 50 lat to super wynik! Niestety w trakcie biegu wyszły problemy z kolanami, które utrzymują się do teraz. Także debiut w maratonie był dla ojca jednocześnie ostatnim startem w karierze.
Dla mnie natomiast, miał to być początek nowej drogi.
Przez ostatnie 1,5 - 2 miesiące zdrowie pozwoliło więcej biegać,
szczególnie ostatnie 3 tygodnie były intensywne jeśli chodzi o treningi
biegowe. Także w dość krótkim czasie udało mi się dojść do życiowej
formy, tydzień temu życiówka na półmaratonie (1:39:48), a teraz debiut w
maratonie z dobrym czasem (3:49:44).
Będąc
już w domu dowiedziałem się, że w 38 PZU Maraton Warszawski debiutowała
polska multimedalistka w skoku o tyczce - Anna Rogowska. Uzyskała czas
03:48:04 czyli niewiele lepszy ode mnie. Niewykluczone, że mijałem się z
nią na trasie albo przy mecie. Ja, zwykły amator, który bieganie
traktuje jako dodatek do sportów walki, pokonuje maraton w czasie
podobnym do medalistki mistrzostw świata, europy czy igrzysk
olimpijskich? Normalnie moja pewność siebie podskoczyła o +10 pkt!
O dziwo, po biegu czułem się dość dobrze. Do domu wróciłem po północy, a już o 17 byłem na treningu w klubie. 10 rund sparingu w ramach przygotowań do walki. Nie ma problemu, żadnego bólu nóg, zmęczenia nic. Po treningu jeszcze od razu na nocke do roboty jechałem. Forma i kondycja nie do zajechania!
Rok wcześniej debiut w półmaratonie, teraz debiut w maratonie, w przyszłym roku może debiut w 1/2 IM? A już na pewno więcej startów w półmaratonach i maratonach! Ehh jak bardzo się wtedy pomyliłem... Na kolejny start przyszło mi czekać 4 lata.
Nazwa: 38 PZU Maraton Warszawski
Data: 25.09.2016
Dystans: 42,69 km
Czas: 03:52:32
Tempo: 5:28 min/km
Czas maratonu: 3:49:44 (5:28 min/km)
Wysokość: 108m
Miejsce: 2126/5921
Miejsce w kategorii: 276
Aktualne (grudzień '23) miejsce na liście najdłuższych biegów: 10
Aktualne (grudzień '23) miejsce na liście najlepszych 30km: 3 (2:43:10, 5:26 min/km)
Aktualne (grudzień '23) miejsce na liście najlepszych maratonów: 3 (3:49:44, (5:28 min/km)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz