Z archiwum zawodów
Dolnośląski Festiwal Begów Górskich - Złoty Półmaraton, 16 lipiec 2022
Dziwny był to bieg. Pod wieloma względami wyjątkowy. A szczerze mówiąc w całym tym DFBG najmniej obchodziło mnie bieganie... Ale może zacznijmy od początku.
Pewnego letniego dnia, byłem ze znajomymi w górach, a wieczorem, już w znacznie większym gronie na piwie w pubie. Sami biegacze, sporo rozmów o DFBG. Powrót okrężną drogą, z częstym uzupełnianiem złotego trunku. Rano oznaki kaca i nie małe zaskoczenie, gdy zorientowałem się, że poprzedniego dnia, nie do końca świadomie, zapisałem i opłaciłem start w Złotym Półmaratonie w Lądku Zdroju.
Skoro już opłacone to nie było wyjścia i trzeba było jechać do Lądka. Niespecjalnie uśmiechało mi się to wydarzenie w dużym gronie, więc namówiłem Świry do wspólnej eskapady,
I tak oto 16 lipca znajdujemy się na stacji benzynowej i jemy gofry z bitą śmietaną...
Pyszne były, Seweryn się postarał, ale szczerze mówiąc coś nie do końca spasowały mojemu brzuszkowi.
W ogóle odnośnie tej stacji, to jeszcze jedna anegdotka. A mianowicie siedze za potrzebą w toalecie i przychodzi kilkuosobowa rodzina z dziećmi i każdy po kolei, w odstępie paru sekund podchodzi do drzwi i się pyta czy wolne. Nosz kurczaczki, przez pare sekund nic się nie zmieniło... I zaś pukanie. I za pare sekund ponownie...Nie wiem, co za ćwierćinteligenty to były, ale w tych warunkach nie udało mi się zrobić przedstartowej dwójki. Co w połączeniu z wyżej wymienionymi goframi dało nie pożądany efekt.
Docieramy do Lądka, znajdujemy miejsce parkingowe i udajemy się odebrać pakiety startowe. Nie mogło zabraknąć fotki na ściance.
Jako, że zdecydowaliśmy się na DFBG w ostatniej chwili, nie było szans na tani nocleg, a spać każdy gdzie indziej, dokoptowani do innych biegaczy to słaba opcja. Wybraliśmy darmowy nocleg na polu namiotowym. Niby spoko, tylko trzeba posiadać do tego namiot. Owszem pożyczyłem od ojca mały namiot turystyczny, z którym jechał rowerem wzdłuż zachodniej granicy. Szkopuł polegał na tym, że dla łatwiejszego transportu namiot był wtedy schowany w dwóch sakwach, o czym wszyscy zapomnieli. Reasumując w Lądku podczas składania namiotu zorientowałem się, że miałem połowe namiotu, czyli tak jakbym nie miał żadnego i zostaliśmy bez noclegu. Na szczęście udało się pożyczyć namiot od kogoś z teamu i sytuacja została opanowana.
Parę fotek przed i po startowych
Tydzień przed DFBG startowałem w swoim pierwszym ultramaratonie, podczas którego nabawiłem się kontuzji kolana (a dokładniej przeciążenia pasma biodrowo-piszczelowego). Na szybko jakieś suplementy, pigułki, maści i nadzieja, że będzie dobrze.
Dla Beci był to pierwszy start w górach, więc obiecałem, że razem go przebiegniemy. I fakt, że z kontuzją nie chciałem cisnąć do przodu nie miał tu najmniejszego znaczenia.
Ogromne tłumy, Złoty Półmaraton miał chyba największe wzięcie wśród uczestników festiwalu. Stoimy w tłumie i czekamy na sygnał do biegu.
Zaczęło się, wybiegamy (a raczej wychodzimy, bo w ścisku nie dało się nic więcej) z Parku Zdrojowego i udajemy się w strone Trojaka (765m). Nie ma tak łatwo i już na pierwszym kilometrze utykamy w korku. Tysiące biegaczy i wąskie gardło w postaci schodów. Niektórzy cierpliwie stoją i czekają, inni się przeciskają przez błotnisty pagórek obok.
Niedługo potem był ciekawy fragment trasy, a mianowicie zejście po ogromnych głazach. Bez szaleństw, na spokojnie, w tłoku. Właśnie na tych kamieniach Seweryn (również biegł Złoty Półmaraton) zgubił moje słuchawki.
A potem zaczęły się schody, niestety w przenośni. Początek, podbiegi spoko. Ale jak tylko zaczął się zbieg, ucisk na kolano zupełnie uniemożliwił bieg. Zacząłem utykać i zostawać z tyłu. W pewnym momencie Becia zorientowała się, że coś jest nie tak, więc powiedziałem jej, by biegła dalej sama, a ja się jakoś dokulam. Był to jej debiut w górach i naprawdę nie chciałem, by go zmarnowała.
Rozdzieliliśmy się, Becia pobiegła dalej, a ja powolutku posuwałem się do przodu. Ściężka była dość wąska, więc często zatrzymywałem się, by przepuścić pozostałych zawodników. Góry, las, coś nowego, niezwykłego. Po prawej stronie miałem słupki graniczne, tak blisko granicy, niemal po Czeskiej stronie. Zamiast czerpać radość z tu i teraz, to ogromna frustracja, że nie jestem w stanie kontynuować zawodów.
I tak se człapałem i człapałem aż doszedłem do jedynego punktu odżywczego na trasie, który zlokalizowany był w okolicach 10 kilometra. Stwierdziłem, że to nie ma sensu i pierwszy raz w życiu zdecydowałem się zejść z trasy. Podchodze do kogoś z obsługi biegu, wyjaśniam sytuacje i pytam się o jakiś transport do Lądka. Okazało się, że nie ma żadnego transportu, ale jeśli pójde drogą, przy której znajdował się punkt, to za jakieś 2-3 kilometry dojdę.
Nie była to idealna opcja, ale doszedłem do wniosku, że łatwiej z kontuzją przejść 3 kilometry, niż 10 na trasie zawodów. I tak se ide i ide i gdy miałem na liczniku już ponad 6 kilometrów zatrzymało się przy mnie auto (nota bene z zawodnikami DFBG) i zaproponowało podwózkę. Początkowo odmówiłem, ale gdy dowiedziałem się, że z 2 kilometrów, które miały być wg obsługi punktu, po przejściu 6 zostało mi koło 5 kilometrów, to jednak z korzystałem z propozycji.
Udało mi się na tyle szybko dotrzeć, by załapać się na finish Beci.
Epilogiem wyprawy do Lądka była sytuacja, z której do dzisiaj śmiejemy się z Becią. Wyglądało to tak:
Stoje wraz z Sewerynem w kolejce do prysznica i rozmawiamy z innymi biegaczami. Opowiadają oni w jakich ultra startowali i jakie mieli przy tym przygody. Jeden opowiada, że na B7S (240 km) zaspał na punkcie i nie zmieścił się w limicie. Inny opowiada o 3x Śnieżka = 1 Mount Blanc i o ulewie jaka go spotkała, itp itd. A ja tak stoje z boku i milcze. Co im miałem powiedzieć? Że właśnie miałem DNF na 20 kilometrach?!
Nazwa: Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich - Złoty Półmaraton
Data: 16.07.2022
Dystans: 10,05 km
Czas: 1:41:03
Tempo: 10:04 min/km
Przewyższenie: 615m
Średnie nachylenie: 61,19 m/km
Aktualne (październik '24) miejsce na liście największych wzniosów: 25
Aktualne (sierpień '24) miejsce na liście największych nachyleń: 3
Miejsce: DNF