Biegacz - amator lubiący zdjęcia, statystyki i pokonywanie własnych granic.

Moje zdjęcie
Ruda Śląska, Śląskie, Poland

Popularne posty

piątek, 28 czerwca 2024

I Bieg Hazoka

 

Z archiwum zawodów

I Bieg Hazoka, 9 kwiecień 2022

 
 
Bieg Hazoka był drugim biegiem w 2022 roku z Grand Prix MK Teamu. Poprzednie dwa starty z MK Teamu (grudniowy Bieg Mikołajkowy z poprzedniego cyklu oraz Parkowe Hercklekoty z obecnego) rozgrywane były na 3 Stawach w Katowicach. Bieg Hazoka  był organizowany po raz pierwszy i rozgrywany koło Stawy Rzęsa w Siemianowicach Śląskich.

Standardowo problemem u mnie była robota. Tydzień wcześniej wziąłem wolną sobote, żeby jechać do Poznania, więc teraz już nie było takiej opcji. Jedyne co, to udało mi się wynegocjować "okienko" w trakcie roboty. Wyjechać po 9, o 10 pobiec i wrócić po 11. A potem siedzieć normalnie do 18...Może warunki niezbyt sprzyjające szybkiemu bieganiu, ale przynajmniej mogłem wystartować, a na tym mi zależało. Forma z Poznania jeszcze jako tako się utrzymywała, wiec można było co nieco osiągnąć :D

Pogoda była beznadziejna - zimno, mokro i cały czas kropiło. Trasa przełajowa, trochę asfalta, troche leśnych i polnych dróżek, które z racji pogody zamieniły się w ogromne kałuże i błotko. 

Pomimo niesprzyjającej pogody 80 zawodników postanowiło wziąć udział w zawodach. Ustawiam się z przodku i czekam na wystrzał. Ruszyliśmy i od razu wyrywam do przodu i razem z kilkoma innymi zawodnikami oddzielam się od peletonu. 
Po kilkuset metrach mam awarię pasa HRM. Ostatnio mi się troche schudło i nie zmniejszyłem długości, więc podczas mocnego biegu po prostu zjechał mi na brzuch. Dobrze, że z racji warunków miałem koszulke + kurtke, więc pas nie mógł zlecieć całkowicie i nie trzeba było robić przerwy na poprawianie go. Jako ciekawostkę dodam, że na bardzo mocnym biegu, tętno z brzucha pokazało mi 140, więc tak jak na luźnym truchcie w okół osiedla :P

Trasa była naprawdę ciekawa, chwile po starcie był krótki, ale solidny podbieg, na drugim kilometrze był długi leśny podbieg, natomiast na końcówce pętli bardzo długi, asfaltowy zbieg, na którym można było osiągnąć niezłe prędkości. I dwie takie pętelki do przebiegnięcia.


Na powyższym zdjęciu tempo w okolicach 3:40, ale nie ma co się dziwić, skoro z tyłu widać tyranozaura :P
Druga pętla minimalnie słabiej od pierwszej, ale i tak dość mocna. Na finiszu Garmin pokazywał 3:27 min/km. 



Dopadam do mety, łapie oddech i niedługo po mnie na mete jako pierwsza kobieta przybiega Agnieszka Tatarek-Konik. Była to pierwsza okazja, by wymienić zdań na żywo, a nie przez internet.
 
Sprawdzam zegarek i okazuje się, że standardowo trasa albo nie miała 10km, ale zegarek mi obciął dystans. 40:32 - zakładając, że trasa miała równo 10km, to byłby to nowy (i wciąż aktualny) rekord na tym dystansie. Jako mój oficjalny rekord nie uznaje wyniku, ale w przeliczeniu tempa (4:08) na dodatkowe 190m, wyszedł mi czas 0:41:20, co jest zapisane na liście najlepszych wyników na dyszke. Może nie do końca prawidłowe, ale w mojej definicji wyniku się mieści :P



Podium było rozszerzone do 5 zawodników, oczywiście byłem 6... Niemniej i tak byłem mega zadowolony z wyniku, zwłaszcza w tych warunkach.
 
 
 
Nazwa: I Bieg Hazoka
Data: 09.04.2022
Dystans: 9,81 km
Czas: 00:40:32
Tempo: 4:08 min/km 
Wysokość: 68m
Miejsce: 6/80
Procent najlepszych zawodników: 7,5 %
Najlepsze międzyczasy:
5 km: 0:20:26 (4:06 min/km) - aktualnie 10 wynik
10 km: 0:41:20 (4:08 min/km) -aktualnie 4 wynik
 
 

środa, 26 czerwca 2024

14 PKO Poznań Półmaraton

 

Z archiwum zawodów

14 PKO Poznań Półmaraton, 3 kwiecień 2022

 

Wstęp
Półmaraton w Poznaniu jest jednym z moich najważniejszych biegów, dlatego też wpis na blogu będzie dłuższy, niż zwyczajowo przy archiwum zawodów. Jeśli kogoś to nudzi, to zapraszam do przewinięcia do akapitu "Poznań"
Skąd w ogóle pomysł na półmaraton w Poznaniu? A no podczas 13 Silesia Marathon biegł przede mną zawodnik w koszulce z napisem "zostawiłem swój ślad w Poznaniu". Naprawdę, tak mi się spodobał ten motyw, że postanowiłem specjalnie jechać do Poznania, by też mieć taką koszulkę.
Pierwsza wzmianka o półmaratonie pojawiła się miesiąc po maratonie
 
Im bliżej końca roku, tym większe problemy i tym mniej mi w głowie było planowanie startów. Problemy z rozwodem, który się przeciągał. Niemożność mieszkania pod jednym dachem sprawił, że na przełomie roku przeprowadziłem się do rodziców. Cała ta sytuacja, potęgowana jeszcze przez problemy w robocie i długi, które ciągle rosły, doprowadziła mnie do niezłego doła, którego leczyłem piwem i chipsami. Im dłużej tkwiłem w letargu tym bardziej czułem, że potrzebuje coś zmienić w życiu. Potrzebowałem jakiegoś celu, na którym mógłbym się skupić i w całości mu się poświęcić, tak, by zapomnieć o problemach. 
I wtedy przypomniałem sobie o półmaratonie w Poznaniu. Od razu się zapisałem i ostatni hajs jaki pozostał wydałem na pakiet startowy. Jakoś to będzie, przez te 3 miesiące może wyjdę na prostą, zarówno z formą jak i finansami. A jak nie? No cóż, skoro już opłacone to i tak pojade. Jak bieg nie wyjdzie to przynajmniej Poznań pozwiedzam.




Przygotowania
Postanowiłem kolejny raz skorzystać z Garmin Coach, ale tym razem z innym trenerem.
Greg McMilan, 12 tygodni, 5 treningów tygodniowo, zakładane tempo 4:22 min/km.
 

Pierwszy plan realizowałem od Jeffa Gallowaya, 16 tygodni, 3x w tygodniu i planowo 4:28 min/km. Podczas jego realizacji pobiłem wszystkie swoje życiówki, zaczynając od 1 km a kończąc na Królewskim dystansie. Skoro wszystko szło idealnie, to po co zmiana? A no dlatego, że metoda Gallowaya polegała na Run -Walk - Run, skuteczna, ale ambicja nie pozwalała mi robić przerw w trakcie zawodów. 
Zmiana częstotliwości treningów z 3 na 5 tygodniowo była podyktowana względami praktycznymi. Więcej na treningu, mniej zamartwiania się w domu. No i odpadły mi wyrzuty sumienia z powodu spędzania całego wolnego czasu na treningach zamiast w domu. I jak już wspominałem, mieszkałem wtedy u rodziców, więc nie musiałem się martwić o gotowanie obiadu po 12h w robocie. Po prostu, pracowałem, trenowałem i odpoczywałem. Full wypas. Niemal jak obóz treningowy :D
Wybór McMilana był strzałem w dziesiątke. Bardzo podeszły mi jego sugestie. Oprócz spokojnych biegów, było sporo biegów w tempie, mocnych akcentów, biegów progresywnych. Działo się i naprawdę były efekty! Jedynie podczas przygotowań do Poznania miałem najlepsze statystyki jeśli chodzi o bieganie: 
Pułap tlenowy: 58 (teraz 55)
Próg mleczanowy: 186 BPM / 4:15 min/km ( teraz 180 BPM / 4:35 min/km).

Pare przykładowych treningów i czasów uzyskanych podczas przygotowań:
Styczeń:
- Serie z szybkim tempem 6x 1 min 3:45 min/km + 6 x 30s 3:18 min/km


- Bieg z tempem docelowym 20 min 4:15 min/km i pierwszy rekord w planie: 5km 21:17. Przy okazji polecam przeczytać anegdotke o poprzednim rekordzie 😅


Luty:
- Serie z szybkim tempem 3x 5 min 4:07 min/km + 6x 30s 3:33 min/km


- bieg progresywny 20 min 5:03 min/km + 10 min 3:54 min/km. Nowe buty, Mizuno Wave Ultima 12. Najlepsze jakie kiedykolwiek miałem!


- serie z szybkim tempem 6x 1 min 3:40 min/km + 6x 30s 3:16 min/km


- spokojny bieg i o 4s gorszy wynik na 30 km od ówczesnego rekordu! 2:38:00 (5:16 min/km) [aktualnie 3cie miejsce]
;

- bieg z tempem docelowym i kolejny rekord na 5 km. Luty a pogoda na krótkie spodenki



- serie z szybkim tempem 8x 800m 3:50 min/km i życiówka, tym razem na 10 km




Marzec
- serie z szybkim tempem 4x 4 min 3:57 min/km + 4x 30s 3:13 min/km



- bieg progresywny 60 min 5:11 min/km + 10 min 4:17 min/km + 5 min 3:56 min/km




- bieg wytrzymałościowy i pierwszy raz złamana granica 20 min w biegu na 5 km!
 

 
 
Nawiasem mówiąc, wróciłem wtedy do swojego mieszkania, więc znikło mi all inclusive u rodziców, a zamiast tego doszło sporo stresów. W trakcie mojej nie obecności była "żona" wyczyściła mi całe mieszkanie, więc po powrocie do siebie nie miałem nawet czajnika by rano kawe zaparzyć. Zamki w drzwiach wymienione, nie chce wchodzić w szczegóły, ale mamy tak fajne prawo, że teoretycznie nie miała prawa wejść mi do mieszkania, nawet jak przyszła z policją to nic nie wskórała. Ale jakby ślusarz o tym nie wiedział i otworzył jej drzwi, to ja nie miałem możliwości jej się pozbyć, bo to by podchodziło pod paragraf... Reasumując siedziałem po 12h w robocie nie wiedząc, czy po skończeniu dnia będe miał gdzie wrócić. Mieszkanie na kartonach, praktycznie bez niczego, by drugi raz nie zostać okradzionym... Cała ta otoczka i stres sprawiła, że forma mimo, że nadal wysoka, to zaczęła powoli opadać.

- bieg z tempem docelowym 45 min 4:24 min/km. Na załączonym zdjęciu opis w/w sytuacji

 
 
Dwa tygodnie przed Poznaniem w końcu udało się uzyskać rozwód i odzyskać częściowy spokój. 
Na tydzień przed startem dołączyłem do swojej pierwszej grupy biegowej - Miraz Race Team. Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to tylko na tym straciłem. Niemniej poznałem sporo ludzi, z którymi trzymam się do teraz - Run Away Team. No i co najważniejsze, podczas tej 4 miesięcznej przygody w teamie, nie szukałem, a znalazłem to co najważniejsze - Becie. 
Dzień przed wyjazdem, dokładnie w Prima Aprillis, pogoda zrobiła psikusa i spadł śnieg...
 

 

Poznań!

Sobota
Początkowo plan zakładał dojazd autem. No ale, że wojna jest dobrym powodem, dla którego wszystko (a już zwłaszcza benzyna) musi zdrożeć, to krótko przed wyjazdem zmiana środka lokomocji na tańszy. Nie ukrywam, że podróż była niezbyt komfortowa. Już nie wspominając o czasie podróży i pełnym, 8-osobowym wagonie. Najgorsze jest, jak się wyładują słuchawki i chcąc nie chcąc słyszy się rozmowy współpasażerów...
 
Wysiadam na dworcu, hala Targów Poznańskich jest po drugiej stronie ulicy... Przechodze, szukam wejścia, ni ma. Obchodze całe najpierw w prawo, potem w lewo. Dalej nie ma wejścia. W końcu zauważam ludzi z pakietami startowymi i idąc po ich śladach udaje mi się dotrzeć do biura zawodów. Generalnie miałem do przejścia 300m, zrobiłem jakieś 2 km szukając wejścia...


Pakiet odebrany, hotel znaleziony (łatwo poszło, był 200m od Targów), czas na zwiedzanie Poznania. Ide na około w strone centrum, przechodząc przez Jeżyce. Od razu przypominają mi się stare kawałki Slums Attack!
Całościowo wyszedł 10-kilometrowy spacer, który mnie tylko zdołował. Pierwszy raz od dawien dawna samemu gdzieś pojechałem i czułem pustke i samotność. Wiązało się to też z rozwodem, który dostałem 2 tygodnie wcześniej. Po drugie pogoda była beznadziejna, iście zimowa tylko bez śniegu. A był kwiecień. Po trzecie cały rynek był rozkopany i remontowany. Nic nie pozwiedzałem...


Wracając odwiedzam żabke, która znajdowała się tuż przy hotelu. Sprawdzam stan finansów i nie ma źle, zostało mi jeszcze około 10 zł. Kupuje 2 piwa i kajzerke. W hotelu wypijam je na ex, zamuliło to ide spać.

Niedziela
Wstaje z pierwszym budzikiem, susza w ustach i burczenie w brzuchu. Chce iść do żabki po kawe, ale brakuje mi hajsu. Szukam czegoś do jedzenia i znajduje tylko wczorajszą kajzerke, która leżała na stole i cała się zeschła. Prędzej się nią kogoś zabije niż się naje...Znalazłem w torbie żelki haribo. Miały być na bieg, ale muszą wystarczyć jako śniadanie. Dobrze, że w pokoju standardowo była woda, jest przynajmniej czym zwilżyć usta. 0,33l nie wystarczyło na zaspokojenie pragnienia ale lepsze to niż nic. Przeklinam sam siebie, że kupiłem piwa zamiast czegoś na kolacje i śniadanie.
Ubieram therme, na to wyjściowa koszulka biegowa maratonu Warszawskiego. Czapki, rękawiczki i krótkie spodenki. Na dworze 1 stopień poniżej zera. Biegnąc do strefy startowej oprócz zimna czuje głód i pragnienie. 



Ustawiam się w strefie startowej "B" 1:30-1:39. Czas w tej strefie był pewniaczkiem, aspirowałem do strefy "A" czyli poniżej 1:30. Ależ później żałowałem, że grzecznie stałem w swojej strefie. Mogłem na zgłoszeniu zaznaczyć poniżej 1:30, co zresztą było moim celem, i ustawić się bliżej przodka. Ale niee, nie byłem pewny czy się uda, więc będe stał z tyłu...
Początek biegu, to jeden wielki korek i tłum ludzi. W oddali przed sobą widze pacemakerów na 1:30, do których nie mogę się nawet zbliżyć. Utknąłem w korku innych biegaczy. Próbuje wyprzedzać, przebiegam trochę po trawie, troche ulicą. Przeskakuje przez krawężniki na chodnik i z powrotem na trase. Co chwile przyspieszam jak jest jakaś luka i zaraz zwalniam, gdy znowu utykam w korku. Pierwszy kilometr 4:20 a mnie zaczyna coś trafiać. Jak mam złamać 90 minut? Jak mam pobić życiówke, jak nie ma możliwości biegu w tym tłoku?!
Na 6 kilometrze jest nawrotka. Chwile wcześniej doganiam baloniki 1:30 i stopniowo zaczynam się od nich oddalać. Przez około 2 kilometry biegło się po dwóch stronach drogi, którą rozdzielał pas zieleni i torowisko. Odnajduje wzrokiem pacemakera 1:45 - Jacek Mejer, czyli Mezo. Jakkolwiek później był różnie odbierany jako hip-hopolo, to Mezokracje chyba każdy kojarzy.
Na 8 kilometrze kończymy długą nawrotkę po Grunwaldzkiej i przy skrzyżowaniu z Bułgarską odbijamy w stronę centrum. Tam też stała strefa kibica. Skoro Bułgarska, to oczywiście z Lecha i cheerleaderki w w niebiesko-białych barwach Kolejorza. A mnie przed wyjazdem kusiło, by nie pobiec w młynówce Torcidy :D
Od 9 kilometra nie widze za sobą baloników 1:30. Jest dobrze, czas zaatakować wynik!
Początek biegu to ogromny stres, ścisk i szarpane tempo.Tętno było dość wysokie dochodzące do 190. Gdy tylko odzyskałem kontrole nad biegiem, miałem przestrzeń i uświadomiłem sobie, że jestem na dobrej drodze do złamania 90 minut to zmieniło się także moje tętno. Biec w okolicach 3:57-4:06 przez pare kilometrów i mieć poniżej 150 tętna? Ależ wtedy miałem forme!


No dobra, po mimice twarzy ciężko powiedzieć, że był to lekki i przyjemny bieg. Było ciężko i to bardzo. Ale był też solidnie przepracowany okres przygotowawczy i nawet piwa przed snem, brak śniadania i susza w ryju nie były w stanie tego zepsuć!

Przed biegiem długo próbowałem znaleźć gpx trasy. Były tylko mapki, opisy, a nic z tych rzeczy nie mogłem wgrać do zegarka i ustawić PacePro. Gdy pytałem na grupach albo wydarzeniu na facebooku to najczęściej uzyskiwałem odpowiedź, że trasa świetnie oznaczona, nie ma szans się zgubić i nie potrzebuje gpx. Nosz w morde jeża, da się zgubić na asfaltowym biegu? (no dobra, w Gliwicach się da, ale to już inna bajka). Potrzebuje tracka, by ustawić strategie tempa, by wiedzieć o przewyższeniach itd. Jedyne o czym mnie wszyscy ostrzegali to 18-19 kilometr i ogromny podbieg. Z opowieści uczestników poprzednich edycji, które czytałem na twarzoksiążce, kształtował mi się w głowie obraz Mount Everestu do zdobycia. A już na pewno coś równie niweczącego plany i potrafiącego sprowadzić zawodnika do parteru jak podbieg w Siemianowicach na 37 kilometrze Silesii.
Tak więc przez cały bieg miałem z tyłu głowy, by nie przesadzać z tempem i oszczędzać siły nie tyle na finisz, co właśnie na ten podbieg, który mógł zadecydować o być albo nie być życiówki. 
Im bliżej końca trasy, tym większy stres i oczekiwanie. Zacznie się on za zakrętem, czy za następną prostą? I tak powoli (no dobra, szybkim tempem) mijam kolejne kilometry. 17, 18, 19... Po 20 kilometrze słychać już mete, już nie ma co oszczędzać, trzeba przyspieszyć w walce o swoje! No właśnie, miał być jakiś podbieg... Był taaaaaki stromy, że go nie zauważyłem. Serio. Mam wrażenie, że w Poznaniu inaczej definiują słowo podbieg. Taki lekki offtop, gdy autobus mnie zgarnął po dopadnięciu przez Małysza podczas Wingsa, słyszałem rozmowy, że trasa ciężka i dużo przewyższeń. Coo? W moim odczuciu to była jedna z najbardziej płaskich tras, po jakich biegałem. Nie wspominam już o górach, bo to inna bajka, niemniej mieszkając na Górnym Śląsku, gdzie wszystko jest pofałdowane i ma się wszędzie pod górke, to inaczej się definiuje "podbieg".
Wracając do Poznania i półmaratonu, to końcówka była ciut pod górkę, ale to już nie miało znaczenia. Emocje, adrenalina i ogromna radość bycia tu i teraz. Ostatni zakręt i aż mnie zaskoczył wygląd mety. Nie tylko sama brama, ale nawet specjalny "dywan" rozłożony, iście królewskie powitanie biegaczy, Milordzie. 



Po przekroczeniu linii mety mym oczom ukazał się wspaniały widok. Stoły pełne orzeszków, czekolady i napojów! W końcu można zjeść śniadanie! Dorwałem się do żarcia, całe garści orzeszek pakowałem do ust, dokładając do tego po kilka kostek czekolady. Długo marudziłem przy tym punkcie, a marudziłbym jeszcze dłużej, gdybym nie dostrzegł następnego, a mianowicie punktu z piwem, bodajże z Miłosławem. Biore plastikowy kubek pełen złocistej ambrozji i wychylam go od razu do zera. Pytam, czy moge wziąć na skosztowanie puszke piwa, po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi zabieram 3... Do tego jeszcze jeden kufel piwa na droge. Wracam się po garść orzeszków i par kostek czekolady i moge iść szukać miejsca na grawel medalu



Na pierwszym zdjęciu medalu widać jeszcze koło nogi Miłosława



Oficjalny czas 1:28:20, natomiast według zegarka półmaraton pokonałem w czasie 1:27:33! O 8,5 minuty poprawiłem swoją życiówke z Bytomia! Natomiast międzyczas na 10 km to 0:41:13 (4:07 min/km) co wtedy również było rekordowym czasem!
 
Zakończenie
 
Spoglądam na zegarek, zostało mi jeszcze 15 minut do końca doby hotelowej. Na szyje zakładam medal, owijam się folią NRC i szybkim krokiem zmierzam w stronę hotelu. Wspominałem, że hotel był 200m od targów? A czy wspominałem, że trzeba przekroczyć trase biegu by się do niego dostać? Akurat wtedy największa fala uczestników docierała do mety. Stoje, czekam i zaczyna mnie powoli odcinać. Bez śniadania, duży wysiłek a potem od razu 2 piwa... Wypatruje ciut większą luke, przebiegam na drugą strone... i gubie puszke piwa. Wracam się po nią, chwieje się schylając po to, udaje się utrzymać pozostałe puszki i już można bezpiecznie wracać do hotelu. 
Zostało 10 minut, podbijam do okienka w recepcji i pytam się, czy mogą mi dać kluczyk do pokoju bo zostało mi jeszcze 10 minut mojej doby (kluczyk oddałem, bo jakby się okazało, że nie wyrobie się planowo, to nie stać mnie było na przedłużenie doby...). Okazało się, że pokój już wysprzątany i nie ma takiej możliwości. Świetnie, po co się tak z tym spieszyłem? Wchodze do kanciapy, która służyła za przechowalnie bagażu. Coś 2x2m i kilkanaście walizek. Próbuje się tam przebrać, co nie jest zbyt łatwe. Po spakowaniu ubrań piwa ledwo mieszczą się do torby sportowej.

Padam ze zmęczenia. Mam bilet na ostatni pociąg do Katowic. No cóż planowałem jeszcze skorzystać z okazji i pozwiedzać Poznań. Nie ma szans, nie z tym zmęczeniem, przy tej pogodzie i z ciężką torbą na ramieniu. Ide na dworzec, kolejny raz przecinając trase biegu. Ustawiam się w długiej kolejce do okienka, a gdy nadchodzi w końcu moja kolej pytam, czy da rade zamienić bilet na wcześniejszy. Niestety, nie ma takiej możliwości, musze kupić nowy, a stary zwrócić. Wychodzi w sumie na to samo, ale ciężko to zrobić posiadając 24 gr na koncie... Perspektywa siedzenia 5h na dworcu średnio do mnie przemawiała. Dzwonie do taty i prosze o wsparcie. Przychodzi przelew, kupuje bilet a za reszte uda mi się kupić 1,5l wody i drożdżówki na droge. Wybiegam ze sklepu, znajduje odpowiedni peron i pare minut później siedze już w przedziale.

I na co to wszystko było? Rekord rekordem, ale pamiętacie z początku wpisu dlaczego przyjechałem do Poznania? A no po koszulke z napisem "zostawiłem swój ślad w Poznaniu". Koszulka z pakietu fajna, ale... bez napisu. Napis co chciałem był na worku sportowym. Tyle miesięcy trenowania, poświęceń, wyrzeczeń. Tyle problemów i przeszkód po drodze. I to wszystko dla koszulki, której nie dostałem. Brawo JA!
 
 
Nazwa: 14 PKO Poznań Półmaraton
Data: 03.04.2022
Dystans:  21,3 km
Czas: 1:28:30
Tempo: 4:09 min/km
Przewyższenia: 66m
Miejsce: 381/6823 (najlepsze 5,6%)
Miejsce w kategorii: 161
Aktualne (czerwiec '24) miejsce na liście najdłuższych biegów: 64
Najlepsze międzyczasy:
5 km: 0:20:19 (4:04 min/km) - ówczesny 3 wynik, aktualnie 9
10 km: 0:41:13 (4:07 min/km) - ówczesny rekord życiowy, aktualnie 2
21,097 km: 1:27:33 (4:09 min/km) - rekord życiowy, od ponad 2 lat niepobity
 
 

niedziela, 23 czerwca 2024

14 PKO Rybnicki Półmaraton Księżycowy

14 PKO Rybnicki Półmaraton Księżycowy, czyli instrukcja jak popełnić wszystkie możliwe błędy 

Startem w Rybniku zainteresowałem się po Półmaratonie w Żywcu, gdzie niewiele zabrakło do złamania 90 minut (1:30:30). Stwierdziłem, że skoro na trudnej trasie (283m przewyższeń) osiągam taki czas, to na bardziej płaskiej mogę powalczyć o pokonanie najdłużej panującej życiówki, a mianowicie 1:27:33 z Poznania, z kwietnia 2022 roku. Becia podsunęła Rybnik, fajna, płaska trasa i że możemy tam razem wystartować. Wyszło tak, że ja pobiegłem, a Becia kolejny raz robiła za moje wsparcie, dzięki!
 
 

 
W środe ostatni trening biegowy (4x 9 min 4:28 min/km), który dobrze prognozował na sobote. Leśna trasa o poranku i spory zapas energii. Nie ukrywam, że pojawiła się chrapka na życiówke, a plan minimum to złamanie 1:30. 
Wszystko spoko, ale pojawił się już pierwszy problem - start jest o 22! Pomijając fakt, że o tej porze z reguły już od dawna śpie, to zupełnie nie mam doświadczenia w startach o takiej godzinie. Rybnicki Półmaraton był moim 54-tym startem w zawodach, ale jak do tej pory tylko 3 odbywały się popołudniu... Pierwszy z nich i jedyny taki półmaraton, to był mój... debiut w zawodach! 1 Rudzki Półmaraton Industrialny w sierpniu 2015. Nie ogarnąłem wtedy jedzenia (ogólnie ogromny stres przed debiutem) i skończyło się to awaryjnym postojem w krzaczkach. x2. Drugim startem był Super Trail 130 podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich, który zakończył się DNF na 93 kilometrze. Ostatnim był bieg 24-godzinny Warta Trail 24, gdzie pokonałem swoją pierwszą setke. Marne doświadczenie w biegach wieczornych.
 
I co w tej sytuacji robi doświadczony biegacz, który już nie ma stresu przed startami? Korzysta ze sprawdzonej rutyny i dba o odpowiednie pożywienie? Gdzie tam... O ile w Żywcu wszystko idealnie zagrało, nawet oglądając Wielkie Derby Śląska dzień przed startem, odmówiłem sobie piwa i przekąsek, co zaowocowało idealną współpracą brzuszka. 
A jak było teraz? O ile w piątek w robocie zdrowo, kasza jaglana z warzywami w rozsądnych ilościach. To po robocie coś nie pykło. Doszedłem do wniosku, że skoro start nie jest rano a wieczorem, to zdąże wszystko przetrawić. Więc na obiadokolacje weszły lody z orzeszkami i piwa z chipsami...
W sobote od rana problemy z trawieniem, żołądek w ogóle miał inne nastawienie odnośnie tego dnia i co chwila dawał o sobie znać. Co robi w tej sytuacji ambitny amator, który marzy o życiówce? Je lekkie, energetyczne i łatwostrawne posiłki? A gdzie tam.... Rzadko mam typowo kanapowy dzień, z reguły 9h roboty (w której robie ok 30 tyś kroków), dojazdy rowerem, później trening, basen, spacer. Jak dzień wolny to dłuższe wybieganie, wycieczka rowerowa, góry. A w sobote miałem odpoczywać i oszczędzać siły na wieczór. To akurat się udało, tyle tylko, że nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić. A jeśli do tego dodamy wieczny głód i problemy z kontrolą, to wychodzi równa pochyła do katastrofy. Pełna miska płatków na mleku, wafle ryżowe, czekolada, orzeszki, chipsy, chleb i podwójna porcja makaronu z jajkami sadzonymi. To tylko niektóre rzeczy, które podjadałem od rana niemal do startu. 
Ahh i jeszcze kawa! O ile z reguły pije 1 kawe do śniadania i sporadycznie drugą po robocie, to dzisiaj wypiłem ich 3-4, do tego przed samym startem wziąłem tabletke z kofeiną, a po biegu energy drink. Zadziałało, nie chciało mi się spać przed biegiem. Ani w trakcie. Ani po biegu. Generalnie to w ogóle nie spałem... O 6 rano udało się w końcu zdrzemnąć na 3 godziny. Zupełnie jak Becia po DFBG :D
 
W Rybniku zadebiutowała nowa koszulka drużynowa (tudzież bezrękawnik) Run Away Team. Oprócz tego sprawdzony ubiór, Salomon Phantasm, które idealnie mi pasują na asfalcie. Buff, wiadomo, trzeba jakoś wyglądać na zdjęciach. Słuchawki na przewodnictwo kostne z Philipsa, które pozwalają zapomnieć o zmęczeniu przy jednoczesnym kontakcie z otoczeniem.


Do Rybnika docieramy przed 19, a więc mamy jeszcze ponad 3 godziny do startu. Odbieramy pakiet startowy, w skład którego wchodziła min czapka i porządna nerka. Pozytywnie zaskoczył mnie numerek, nie dość, że z chipem, to jeszcze mały i nie przeszkadzający w biegu.
 

 



Auto zaparkowane w Parku Sportowym Wiśniowiec, na którym właśnie odbywały się zawody rowerowe w zjeździe po specjalnym torze. Ciekawie było pooglądać to na żywo! 


Wracając do strefy kibica, spotykamy znajomych biegaczy, rozmawiając i leżąc na leżakach czekamy na 22.

 


 


Z Jackiem czyli Obelixem, którego szczerze mówiąc ledwo poznałem bez kostiumu.



 
 
Podczas rozgrzewki (tak! wykonałem jakąś!) niebo przybrało piękne odcienie


Ôstatnie chwile przed startem 


Jako, że udało mi się znaleźć plik gpx z trasą, to nie tylko ustawiłem kurs, ale i skorzystałem z opcji PacePro. Polega to na tym, że przed biegiem ustawia się strategie tempa (Negative czy positive, wysiłek pod górkę mniejszy czy większy) i planowane tempo albo czas ukończenia. Zegarek pokazuje tempo cząstkowe każdego kilometra i na bieżąco przelicza nowe wartości, w zależności, czy mam stratę czy przewagę czasową względem zakładanego planu. Tak to mniej więcej wygląda przed biegiem 





Ustawiam się pomiędzy tabliczkami <1:30, a 1:30. Baloniki na 90 min stoją za mną. Przed odliczaniem wszyscy się zwężają podchodząc do przodu i wychodzi na to, że stoję w 3 linii. Zwykle się tak ustawiam na krótkich biegach na 5 czy 10 kilometrów, a nie podczas półmaratonu, w którym startuje tysiąc osób. 

Odliczanie, wystrzał, ruszyliśmy! W porównaniu do Poznania, gdzie wyszedłem ze ścisku na 6 kilometrze, albo nawet do Żywca, gdzie luz miałem od 2-3 kilometra, Rybnik jest fenomenem. Nawet nie wiem czy potrzeba było 50m, by mieć przed sobą przestrzeń i swobodę do biegu. 
Pierwsze 100m i nawrotka o 180°. Przebiegając obok linii startu widzę jak tłum dopiero rusza. Skręt w lewo i rozpoczyna się dłuższa prosta. Dzięki swobodzie od samego startu pierwszy kilometr 3:58, mocno ale trasa płaska. Garmin pokazał kilometr znacznie później niż znacznik trasy. Obawiałem się, że zaś sporo utnie i będe musiał dokręcać za metą. Obawy okazały się przedwczesne, bo już od drugiego kilometra, z każdym kolejnym, coraz wcześniej od znacznika informował mnie o kilometrze. 
Na drugim kilometrze była kolejna nawrotka za rondem, a potem 2-kilometrowa prosta do centrum Rybnika. O ile pierwsze 3 kilometry to lekki wznios (łącznie 16m) i ich średnie tempo to 4:04, to kolejne 3 kilometry miały taki sam spadek (który był kontynuowany na dalszych kilometrach) i średnie tempo na nich było poniżej 4.0.
Na 5tym kilometrze przebiegaliśmy przez rynek i był to jeden z najpiękniejszych momentów trasy! Przy barierkach masa kibiców, pełne stoliki przed restauracjami. Wszyscy głośno dopingują biegaczy, aż dreszcze przechodzą. A do tego lekki spadek i aż przyjemnie się biegnie. Pierwsze 5km pokonuje niewiele ponad 20 minut i pojawiają się dwie myśli. Pierwsza, to czy nie za szybko? A druga, to czy dam rade to utrzymać i poprawić życiówke na 10 km, również ustanowioną w Rybniku (40:59)?
Wybiegamy z ruynku i zaczyna się 2,25 - kilometrowa podróż wzdłuż bulwarów Niacyny. Tempo cały czas solidne, lepsze niż było zakładane. Pod koniec tego etapu po prawej stronie za rzeką rozpoznaje park edukacyjny, który kiedyś oglądaliśmy z Becią. W trakcie biegu bulwarami było jedno miejsce, które mnie zaskoczyło, a mianowicie stromy zbieg pod tunelem. Nie spodziewałem się takiej gwałtownej zmiany nachylenia i za pierwszym razem lekko straciłem równowage i wybiłem się z rytmu. Dodatkowo tunel był nie oświetlony i dość niski, niewiele ponad 2m, co przy moich 183 cm i 10,2-centrymetrowym odchyleniu pionowym, sprawiało wrażenie, że moge zahaczyć o sufit.
 

 
 
Na 8-mym kilometrze przebiegamy kolejną znaną mi drogą, obok Jeziora Rybnickiego. Kolejny bardzo piękny moment. Z lewej strony widok na całe jezioro, natomiast przed sobą kominy elektrowni.
Tempo zaczyna stopniowo oddalać się od 4.0, szybko przeliczam i ciągle mam szanse na życiówke na 10km. Podczas 8-9 kilometru jechał wzdłuż trasy bajtel na rowerze i przez dłuższy czas utrzymywał tempo biegaczy, jadąc ok 15 km/h. Zaskoczył mnie tym, bo spodziewałem się, że po kilkunastu metrach spasuje.
Zbliżamy się do półmetku trasy, wskakuje pełny kilometr i wiem, że mam już co najmniej jeden rekord podczas tego biegu. 
Przebieg przez linie startu/mety to kolejny zastrzyk energii od kibiców, tempo z powrotem w granicach 4.0. Przed bramką wypatruje Becie i macham do niej, ciągle przyspieszając.
 

 
 
W ramach podsumowania pierwszej połowy biegu powiem, że jestem zaskoczony ilością kibiców na trasie! Mało było miejsc, gdzie nie było słychać dopingu. Nawet wzdłuż bulwarów, na ławkach siedzieli ludzie, którzy dopingowali zawodników. Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że przez większość biegu biegne sam, momentami nie widząc nikogo przed sobą. W górach albo na trailowych biegach to standard, ale takie coś na asfalcie było dla mnie mega dziwne. 

Rozpoczynamy 2gą pętle, a mnie dają się znać we znaki wszystkie błędy które popełniłem. Brzuszek zaczął się odzywać i truć atmosfere, a organizm odczuwał skutki zbyt mocnego początku i zaczął słabnąć. Ściana zwykle pojawiała się w okolicy 18-19 kilometra, kilkuset metrowy kryzys i spadek tempa, a zaraz potem 20 kilometr, słychać albo i widać metę, wzrasta adrenalina i po ścianie ani widu ani słychu. A tutaj? Pierwsze oznaki słabości na 13 kilometrze, gdy tempo spada do 4:17 min/km. 
Zawodnik przede mną przechodzi do marszu. Przebiegając obok pytam, czy wszystko w porządku, odpowiada, że tak, ale potrzebuje toalety. Podrzucam mu sugestie, że są obok krzaczki i jest ciemno, wiec w czym problem? Odpowiada, że brakuje mu chusteczek. Oddalałem się, więc nie było jak dalej pogadać, a przez głowę przeszła mi myśl, że są takie momenty, w których trzeba wybierać: albo komfort albo dobiegnięcie do mety w zakładanym czasie. Dla mnie byłaby to opcja numer 2
15 kilometr to przebieg przez rynek, na którym mega doping sprawił, że tempo wróciło do stanu początkowego (4:02). Ze ścianą zderzyłem się na 16 kilometrze i od tego momentu tempo powyżej 4:20 i ciągle spadało. Wtedy też zaczęli stopniowo wyprzedzać mnie pozostali zawodnicy. 5 kilometrów biegu ze skutkami po uderzeniu to ciut za dużo. Z każdym kolejnym słabszym kilometrem głowa coraz bardziej się poddawała. Do tego zapowiedź skurczu w lewej łydce. Jeszcze nie złapał, ale czuć było mocne spięcie. Pojawiła się obawa, że jak chwyci konkretny skurcz, może być problem z ukończeniem biegu...
 

 
 
2 kilometry przed metą stał kibic mocno zagrzewający zawodników do walki. W lewej ręce trzymał puszke z Tyskim, a prawą zbijał piątki mocy. I to porządne piątki! Od razu skojarzył mi się z opowieściami Beci, gdy sama biegła tutaj 2 lata wcześniej. I też w podobnym miejscu stał koksu, który fest dopingował zawodników. Może to ta sama osoba?
Na 20 kilometrze wyprzedziła mnie spora grupa zawodników, a wśród nich pacemaker na 1:30. Niee, tylko nie to! Na życiówke straciłem szanse już pare kilometrów wcześniej, ale złamanie 90 minut dalej realne. Próbuje przyspieszać, ale lewa łydka za bardzo spięta. No i zupełny brak mocy. Poczekam z finiszem na ostatnią prostą tam się odpale. 
Nie, nie odpaliłem. Nie było typowego dla mnie sprintu, a marna imitacja wymarzonego zakończenia zawodów.



Dopadam do mety, stawiam pare chwiejnych kroków i musze oprzeć się na barierkach. Za dużo zdrowia kosztował mnie ten bieg. Kręci mi się w głowie, jestem oszołomiony i obolały. Gdy tak umierałem, to załapałem się na zdjęcie.


Dopiero jak szedłem odebrać medal i spotkać się z Becią (ciągle bardzo chwiejnym krokiem, zataczając się na boki jak pijany) zerkam na zegarek. Całość wyszła 1:29:45 i taki jest oficjalny wynik. Niemniej przebiegłem 200m więcej niż wynosi dystans połówki, wiec na 21,097 uzyskałem czas 1:28:37. Drugi raz w życiu złamałem półtorej godziny! Jest to wynik o 2 minuty lepszy od marcowego półmaratonu w Żywcu, ale i o minute słabszy od rekordu, na który miałem nadzieje.







Ogólnie z wyniku jestem zadowolony, ale mega zawiedziony sposobem jego uzyskania. Jeszcze nigdy nie miałem aż takiego spadku mocy i tempa pomiędzy pierwszymi kilometrami a końcowymi. Nawet na końcówce nie było pary by się odpalić. Finisz tempem 4.0? Na ja Was proszę, na maratonie finiszuje 3:30...



 Porównanie strategii tempa PacePro z rzeczywistymi międzyczasami.


Porównanie 3 najlepszych asfaltówek:



 
 
Nazwa: 14 PKO Rybnicki Półmaraton Księżycowy
Data: 22.06.2024
Dystans:  21,36 km
Czas: 1:29:46
Tempo: 4:12 min/km
Przewyższenia: 64m
Miejsce: 61/995 (najlepsze 6,13%)
Miejsce w kategorii: 22
Miejsce na liście najdłuższych biegów: 60
Najlepsze międzyczasy:
5 km: 0:20:03 (4:01 min/km) - 7 wynik w karierze i 3 w tym roku
10 km: 0:40:51 (4:05 min/km) - rekord życiowy! (poprawiony o 8s)
21,097 km: 1:28:37 (4:12 min/km) - 2 wynik w karierze i najlepszy w tym roku


Zobacz też: