Z archiwum zawodów
14 PKO Poznań Półmaraton, 3 kwiecień 2022
Wstęp
Półmaraton w Poznaniu jest jednym z moich najważniejszych biegów, dlatego też wpis na blogu będzie dłuższy, niż zwyczajowo przy archiwum zawodów. Jeśli kogoś to nudzi, to zapraszam do przewinięcia do akapitu "Poznań"
Skąd w ogóle pomysł na półmaraton w Poznaniu? A no podczas
13 Silesia Marathon biegł przede mną zawodnik w koszulce z napisem "zostawiłem swój ślad w Poznaniu". Naprawdę, tak mi się spodobał ten motyw, że postanowiłem specjalnie jechać do Poznania, by też mieć taką koszulkę.
Pierwsza wzmianka o półmaratonie pojawiła się miesiąc po maratonie
Im bliżej końca roku, tym większe problemy i tym mniej mi w głowie było planowanie startów. Problemy z rozwodem, który się przeciągał. Niemożność mieszkania pod jednym dachem sprawił, że na przełomie roku przeprowadziłem się do rodziców. Cała ta sytuacja, potęgowana jeszcze przez problemy w robocie i długi, które ciągle rosły, doprowadziła mnie do niezłego doła, którego leczyłem piwem i chipsami. Im dłużej tkwiłem w letargu tym bardziej czułem, że potrzebuje coś zmienić w życiu. Potrzebowałem jakiegoś celu, na którym mógłbym się skupić i w całości mu się poświęcić, tak, by zapomnieć o problemach.
I wtedy przypomniałem sobie o półmaratonie w Poznaniu. Od razu się zapisałem i ostatni hajs jaki pozostał wydałem na pakiet startowy. Jakoś to będzie, przez te 3 miesiące może wyjdę na prostą, zarówno z formą jak i finansami. A jak nie? No cóż, skoro już opłacone to i tak pojade. Jak bieg nie wyjdzie to przynajmniej Poznań pozwiedzam.
Przygotowania
Postanowiłem kolejny raz skorzystać z Garmin Coach, ale tym razem z innym trenerem.
Greg McMilan, 12 tygodni, 5 treningów tygodniowo, zakładane tempo 4:22 min/km.
Pierwszy plan realizowałem od Jeffa Gallowaya, 16 tygodni, 3x w tygodniu i planowo 4:28 min/km. Podczas jego realizacji pobiłem wszystkie swoje życiówki, zaczynając od 1 km a kończąc na Królewskim dystansie. Skoro wszystko szło idealnie, to po co zmiana? A no dlatego, że metoda Gallowaya polegała na Run -Walk - Run, skuteczna, ale ambicja nie pozwalała mi robić przerw w trakcie zawodów.
Zmiana częstotliwości treningów z 3 na 5 tygodniowo była podyktowana względami praktycznymi. Więcej na treningu, mniej zamartwiania się w domu. No i odpadły mi wyrzuty sumienia z powodu spędzania całego wolnego czasu na treningach zamiast w domu. I jak już wspominałem, mieszkałem wtedy u rodziców, więc nie musiałem się martwić o gotowanie obiadu po 12h w robocie. Po prostu, pracowałem, trenowałem i odpoczywałem. Full wypas. Niemal jak obóz treningowy :D
Wybór McMilana był strzałem w dziesiątke. Bardzo podeszły mi jego sugestie. Oprócz spokojnych biegów, było sporo biegów w tempie, mocnych akcentów, biegów progresywnych. Działo się i naprawdę były efekty! Jedynie podczas przygotowań do Poznania miałem najlepsze statystyki jeśli chodzi o bieganie:
Pułap tlenowy: 58 (teraz 55)
Próg mleczanowy: 186 BPM / 4:15 min/km ( teraz 180 BPM / 4:35 min/km).
Pare przykładowych treningów i czasów uzyskanych podczas przygotowań:
Styczeń:
- Serie z szybkim tempem 6x 1 min 3:45 min/km + 6 x 30s 3:18 min/km
- Bieg z tempem docelowym 20 min 4:15 min/km i pierwszy rekord w planie: 5km 21:17. Przy okazji polecam przeczytać anegdotke o poprzednim rekordzie 😅
Luty:
- Serie z szybkim tempem 3x 5 min 4:07 min/km + 6x 30s 3:33 min/km
- bieg progresywny 20 min 5:03 min/km + 10 min 3:54 min/km. Nowe buty, Mizuno Wave Ultima 12. Najlepsze jakie kiedykolwiek miałem!
- serie z szybkim tempem 6x 1 min 3:40 min/km + 6x 30s 3:16 min/km
- spokojny bieg i o 4s gorszy wynik na 30 km od ówczesnego rekordu! 2:38:00 (5:16 min/km) [aktualnie 3cie miejsce]
;
- bieg z tempem docelowym i kolejny rekord na 5 km. Luty a pogoda na krótkie spodenki
- serie z szybkim tempem 8x 800m 3:50 min/km i życiówka, tym razem na 10 km
Marzec
- serie z szybkim tempem 4x 4 min 3:57 min/km + 4x 30s 3:13 min/km
- bieg progresywny 60 min 5:11 min/km + 10 min 4:17 min/km + 5 min 3:56 min/km
- bieg wytrzymałościowy i pierwszy raz złamana granica 20 min w biegu na 5 km!
Nawiasem mówiąc, wróciłem wtedy do swojego mieszkania, więc znikło mi all inclusive u rodziców, a zamiast tego doszło sporo stresów. W trakcie mojej nie obecności była "żona" wyczyściła mi całe mieszkanie, więc po powrocie do siebie nie miałem nawet czajnika by rano kawe zaparzyć. Zamki w drzwiach wymienione, nie chce wchodzić w szczegóły, ale mamy tak fajne prawo, że teoretycznie nie miała prawa wejść mi do mieszkania, nawet jak przyszła z policją to nic nie wskórała. Ale jakby ślusarz o tym nie wiedział i otworzył jej drzwi, to ja nie miałem możliwości jej się pozbyć, bo to by podchodziło pod paragraf... Reasumując siedziałem po 12h w robocie nie wiedząc, czy po skończeniu dnia będe miał gdzie wrócić. Mieszkanie na kartonach, praktycznie bez niczego, by drugi raz nie zostać okradzionym... Cała ta otoczka i stres sprawiła, że forma mimo, że nadal wysoka, to zaczęła powoli opadać.
- bieg z tempem docelowym 45 min 4:24 min/km. Na załączonym zdjęciu opis w/w sytuacji
Dwa tygodnie przed Poznaniem w końcu udało się uzyskać rozwód i odzyskać częściowy spokój.
Na tydzień przed startem dołączyłem do swojej pierwszej grupy biegowej - Miraz Race Team. Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to tylko na tym straciłem. Niemniej poznałem sporo ludzi, z którymi trzymam się do teraz - Run Away Team. No i co najważniejsze, podczas tej 4 miesięcznej przygody w teamie, nie szukałem, a znalazłem to co najważniejsze - Becie.
Dzień przed wyjazdem, dokładnie w Prima Aprillis, pogoda zrobiła psikusa i spadł śnieg...
Poznań!
Sobota
Początkowo plan zakładał dojazd autem. No ale, że wojna jest dobrym powodem, dla którego wszystko (a już zwłaszcza benzyna) musi zdrożeć, to krótko przed wyjazdem zmiana środka lokomocji na tańszy. Nie ukrywam, że podróż była niezbyt komfortowa. Już nie wspominając o czasie podróży i pełnym, 8-osobowym wagonie. Najgorsze jest, jak się wyładują słuchawki i chcąc nie chcąc słyszy się rozmowy współpasażerów...
Wysiadam na dworcu, hala Targów Poznańskich jest po drugiej stronie ulicy... Przechodze, szukam wejścia, ni ma. Obchodze całe najpierw w prawo, potem w lewo. Dalej nie ma wejścia. W końcu zauważam ludzi z pakietami startowymi i idąc po ich śladach udaje mi się dotrzeć do biura zawodów. Generalnie miałem do przejścia 300m, zrobiłem jakieś 2 km szukając wejścia...
Pakiet odebrany, hotel znaleziony (łatwo poszło, był 200m od Targów), czas na zwiedzanie Poznania. Ide na około w strone centrum, przechodząc przez Jeżyce. Od razu przypominają mi się stare kawałki Slums Attack!
Całościowo wyszedł 10-kilometrowy spacer, który mnie tylko zdołował. Pierwszy raz od dawien dawna samemu gdzieś pojechałem i czułem pustke i samotność. Wiązało się to też z rozwodem, który dostałem 2 tygodnie wcześniej. Po drugie pogoda była beznadziejna, iście zimowa tylko bez śniegu. A był kwiecień. Po trzecie cały rynek był rozkopany i remontowany. Nic nie pozwiedzałem...
Wracając odwiedzam żabke, która znajdowała się tuż przy hotelu. Sprawdzam stan finansów i nie ma źle, zostało mi jeszcze około 10 zł. Kupuje 2 piwa i kajzerke. W hotelu wypijam je na ex, zamuliło to ide spać.
Niedziela
Wstaje z pierwszym budzikiem, susza w ustach i burczenie w brzuchu. Chce iść do żabki po kawe, ale brakuje mi hajsu. Szukam czegoś do jedzenia i znajduje tylko wczorajszą kajzerke, która leżała na stole i cała się zeschła. Prędzej się nią kogoś zabije niż się naje...Znalazłem w torbie żelki haribo. Miały być na bieg, ale muszą wystarczyć jako śniadanie. Dobrze, że w pokoju standardowo była woda, jest przynajmniej czym zwilżyć usta. 0,33l nie wystarczyło na zaspokojenie pragnienia ale lepsze to niż nic. Przeklinam sam siebie, że kupiłem piwa zamiast czegoś na kolacje i śniadanie.
Ubieram therme, na to wyjściowa koszulka biegowa
maratonu Warszawskiego. Czapki, rękawiczki i krótkie spodenki. Na dworze 1 stopień poniżej zera. Biegnąc do strefy startowej oprócz zimna czuje głód i pragnienie.
Ustawiam się w strefie startowej "B" 1:30-1:39. Czas w tej strefie był pewniaczkiem, aspirowałem do strefy "A" czyli poniżej 1:30. Ależ później żałowałem, że grzecznie stałem w swojej strefie. Mogłem na zgłoszeniu zaznaczyć poniżej 1:30, co zresztą było moim celem, i ustawić się bliżej przodka. Ale niee, nie byłem pewny czy się uda, więc będe stał z tyłu...
Początek biegu, to jeden wielki korek i tłum ludzi. W oddali przed sobą widze pacemakerów na 1:30, do których nie mogę się nawet zbliżyć. Utknąłem w korku innych biegaczy. Próbuje wyprzedzać, przebiegam trochę po trawie, troche ulicą. Przeskakuje przez krawężniki na chodnik i z powrotem na trase. Co chwile przyspieszam jak jest jakaś luka i zaraz zwalniam, gdy znowu utykam w korku. Pierwszy kilometr 4:20 a mnie zaczyna coś trafiać. Jak mam złamać 90 minut? Jak mam pobić życiówke, jak nie ma możliwości biegu w tym tłoku?!
Na 6 kilometrze jest nawrotka. Chwile wcześniej doganiam baloniki 1:30 i stopniowo zaczynam się od nich oddalać. Przez około 2 kilometry biegło się po dwóch stronach drogi, którą rozdzielał pas zieleni i torowisko. Odnajduje wzrokiem pacemakera 1:45 - Jacek Mejer, czyli Mezo. Jakkolwiek później był różnie odbierany jako hip-hopolo, to Mezokracje chyba każdy kojarzy.
Na 8 kilometrze kończymy długą nawrotkę po Grunwaldzkiej i przy skrzyżowaniu z Bułgarską odbijamy w stronę centrum. Tam też stała strefa kibica. Skoro Bułgarska, to oczywiście z Lecha i cheerleaderki w w niebiesko-białych barwach Kolejorza. A mnie przed wyjazdem kusiło, by nie pobiec w młynówce Torcidy :D
Od 9 kilometra nie widze za sobą baloników 1:30. Jest dobrze, czas zaatakować wynik!
Początek biegu to ogromny stres, ścisk i szarpane tempo.Tętno było dość wysokie dochodzące do 190. Gdy tylko odzyskałem kontrole nad biegiem, miałem przestrzeń i uświadomiłem sobie, że jestem na dobrej drodze do złamania 90 minut to zmieniło się także moje tętno. Biec w okolicach 3:57-4:06 przez pare kilometrów i mieć poniżej 150 tętna? Ależ wtedy miałem forme!
No dobra, po mimice twarzy ciężko powiedzieć, że był to lekki i przyjemny bieg. Było ciężko i to bardzo. Ale był też solidnie przepracowany okres przygotowawczy i nawet piwa przed snem, brak śniadania i susza w ryju nie były w stanie tego zepsuć!
Przed biegiem długo próbowałem znaleźć gpx trasy. Były tylko mapki, opisy, a nic z tych rzeczy nie mogłem wgrać do zegarka i ustawić PacePro. Gdy pytałem na grupach albo wydarzeniu na facebooku to najczęściej uzyskiwałem odpowiedź, że trasa świetnie oznaczona, nie ma szans się zgubić i nie potrzebuje gpx. Nosz w morde jeża, da się zgubić na asfaltowym biegu? (no dobra, w Gliwicach się da, ale to już inna bajka). Potrzebuje tracka, by ustawić strategie tempa, by wiedzieć o przewyższeniach itd. Jedyne o czym mnie wszyscy ostrzegali to 18-19 kilometr i ogromny podbieg. Z opowieści uczestników poprzednich edycji, które czytałem na twarzoksiążce, kształtował mi się w głowie obraz Mount Everestu do zdobycia. A już na pewno coś równie niweczącego plany i potrafiącego sprowadzić zawodnika do parteru jak podbieg w Siemianowicach na 37 kilometrze Silesii.
Tak więc przez cały bieg miałem z tyłu głowy, by nie przesadzać z tempem i oszczędzać siły nie tyle na finisz, co właśnie na ten podbieg, który mógł zadecydować o być albo nie być życiówki.
Im bliżej końca trasy, tym większy stres i oczekiwanie. Zacznie się on za zakrętem, czy za następną prostą? I tak powoli (no dobra, szybkim tempem) mijam kolejne kilometry. 17, 18, 19... Po 20 kilometrze słychać już mete, już nie ma co oszczędzać, trzeba przyspieszyć w walce o swoje! No właśnie, miał być jakiś podbieg... Był taaaaaki stromy, że go nie zauważyłem. Serio. Mam wrażenie, że w Poznaniu inaczej definiują słowo podbieg. Taki lekki offtop, gdy autobus mnie zgarnął po dopadnięciu przez Małysza podczas Wingsa, słyszałem rozmowy, że trasa ciężka i dużo przewyższeń. Coo? W moim odczuciu to była jedna z najbardziej płaskich tras, po jakich biegałem. Nie wspominam już o górach, bo to inna bajka, niemniej mieszkając na Górnym Śląsku, gdzie wszystko jest pofałdowane i ma się wszędzie pod górke, to inaczej się definiuje "podbieg".
Wracając do Poznania i półmaratonu, to końcówka była ciut pod górkę, ale to już nie miało znaczenia. Emocje, adrenalina i ogromna radość bycia tu i teraz. Ostatni zakręt i aż mnie zaskoczył wygląd mety. Nie tylko sama brama, ale nawet specjalny "dywan" rozłożony, iście królewskie powitanie biegaczy, Milordzie.



Po przekroczeniu linii mety mym oczom ukazał się wspaniały widok. Stoły pełne orzeszków, czekolady i napojów! W końcu można zjeść śniadanie! Dorwałem się do żarcia, całe garści orzeszek pakowałem do ust, dokładając do tego po kilka kostek czekolady. Długo marudziłem przy tym punkcie, a marudziłbym jeszcze dłużej, gdybym nie dostrzegł następnego, a mianowicie punktu z piwem, bodajże z Miłosławem. Biore plastikowy kubek pełen złocistej ambrozji i wychylam go od razu do zera. Pytam, czy moge wziąć na skosztowanie puszke piwa, po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi zabieram 3... Do tego jeszcze jeden kufel piwa na droge. Wracam się po garść orzeszków i par kostek czekolady i moge iść szukać miejsca na grawel medalu
Na pierwszym zdjęciu medalu widać jeszcze koło nogi Miłosława
Oficjalny czas 1:28:20, natomiast według zegarka półmaraton pokonałem w czasie 1:27:33! O 8,5 minuty poprawiłem swoją życiówke z Bytomia! Natomiast międzyczas na 10 km to 0:41:13 (4:07 min/km) co wtedy również było rekordowym czasem!
Zakończenie
Spoglądam na zegarek, zostało mi jeszcze 15 minut do końca doby hotelowej. Na szyje zakładam medal, owijam się folią NRC i szybkim krokiem zmierzam w stronę hotelu. Wspominałem, że hotel był 200m od targów? A czy wspominałem, że trzeba przekroczyć trase biegu by się do niego dostać? Akurat wtedy największa fala uczestników docierała do mety. Stoje, czekam i zaczyna mnie powoli odcinać. Bez śniadania, duży wysiłek a potem od razu 2 piwa... Wypatruje ciut większą luke, przebiegam na drugą strone... i gubie puszke piwa. Wracam się po nią, chwieje się schylając po to, udaje się utrzymać pozostałe puszki i już można bezpiecznie wracać do hotelu.
Zostało 10 minut, podbijam do okienka w recepcji i pytam się, czy mogą mi dać kluczyk do pokoju bo zostało mi jeszcze 10 minut mojej doby (kluczyk oddałem, bo jakby się okazało, że nie wyrobie się planowo, to nie stać mnie było na przedłużenie doby...). Okazało się, że pokój już wysprzątany i nie ma takiej możliwości. Świetnie, po co się tak z tym spieszyłem? Wchodze do kanciapy, która służyła za przechowalnie bagażu. Coś 2x2m i kilkanaście walizek. Próbuje się tam przebrać, co nie jest zbyt łatwe. Po spakowaniu ubrań piwa ledwo mieszczą się do torby sportowej.
Padam ze zmęczenia. Mam bilet na ostatni pociąg do Katowic. No cóż planowałem jeszcze skorzystać z okazji i pozwiedzać Poznań. Nie ma szans, nie z tym zmęczeniem, przy tej pogodzie i z ciężką torbą na ramieniu. Ide na dworzec, kolejny raz przecinając trase biegu. Ustawiam się w długiej kolejce do okienka, a gdy nadchodzi w końcu moja kolej pytam, czy da rade zamienić bilet na wcześniejszy. Niestety, nie ma takiej możliwości, musze kupić nowy, a stary zwrócić. Wychodzi w sumie na to samo, ale ciężko to zrobić posiadając 24 gr na koncie... Perspektywa siedzenia 5h na dworcu średnio do mnie przemawiała. Dzwonie do taty i prosze o wsparcie. Przychodzi przelew, kupuje bilet a za reszte uda mi się kupić 1,5l wody i drożdżówki na droge. Wybiegam ze sklepu, znajduje odpowiedni peron i pare minut później siedze już w przedziale.
I na co to wszystko było? Rekord rekordem, ale pamiętacie z początku wpisu dlaczego przyjechałem do Poznania? A no po koszulke z napisem "zostawiłem swój ślad w Poznaniu". Koszulka z pakietu fajna, ale... bez napisu. Napis co chciałem był na worku sportowym. Tyle miesięcy trenowania, poświęceń, wyrzeczeń. Tyle problemów i przeszkód po drodze. I to wszystko dla koszulki, której nie dostałem. Brawo JA!
Nazwa: 14 PKO Poznań Półmaraton
Data: 03.04.2022
Dystans: 21,3 km
Czas: 1:28:30
Tempo: 4:09 min/km
Miejsce: 381/6823 (najlepsze 5,6%)
Miejsce w kategorii: 161
Aktualne (czerwiec '24) miejsce na liście najdłuższych biegów: 64
Najlepsze międzyczasy:
5 km: 0:20:19 (4:04 min/km) - ówczesny 3 wynik, aktualnie 9
10 km: 0:41:13 (4:07 min/km) - ówczesny rekord życiowy, aktualnie 2
21,097 km: 1:27:33 (4:09 min/km) - rekord życiowy, od ponad 2 lat niepobity