Górski Bieg Frassatiego
czyli powrót do szybszego biegania po górach
Wstęp, który można pominąć
Skąd pomysł na ten konkretny start? A no z przypadku :D Będąc na L4 więcej czasu marnowałem na scrollowanie social mediów i natrafiłem na reklame Biegu Frassatiego. W poprzednich latach rozważałem wystartowanie w nim, ale nigdy nie doszło to do skutku. Sprawdzam grafik, 14 czerwca mam wolne, więc się zapisałem. 3 tygodnie do startu, to akurat, żeby jako tako wrócić do wydolności po chorobie :P Jedyne co, to nie sprawdziłem, że w tygodniu poprzedzającym zawody mam nocki. Ciężko w sobote o 6:20 wrócić do domu, a o 7 jechać w góry pobiegać. Na szczęście Raben to nie nikpol i bez najmniejszych problemów załatwiłem dzień wolny na przestawienie się.
Ostatnimi czasy, jak startowałem w górach to z reguły na biegach 24-godzinnych. Ostatnie ściganie? 1,5 roku temu. Ogólnie na dystansie górskiego półmaratonu ścigałem się dopiero 2-3 razy... Fest się najarałem na mocniejsze ściganie, bo to jest to, co jednak bardziej lubie.
Przygotowania? Coś tam pobiegałem, brakło biegów w tempie, bardziej się skupiłem na typowej bazie. Wpadły też 3 longi, jeden 50-kilometrowy, drugi natomiast to rekonesans trasy biegu. Znając dokładny profil trasy wiedziałem, gdzie można się puścić pędem, a gdzie zacznie się największe podejście. Tym razem odrobiłem lekcje. Dawno nie robiłem dłuższych biegów w tempie, ale mam nadzieje, że nogi coś tam pamiętają.
Międzybrodzie Bialskie
Wszystko spakowane, typowe śniadanie startowe zjedzone, można ruszać. Ahoj Przygodo!
Podróż minęła bezproblemowo, ot parę tirów a tak to przyjemna i pusta droga. Na miejscu sporo wolontariuszy, którzy kierowali na parkingi. Zostawiamy auto i udajemy się odebrać pakiety startowe.
Nie zabrakło oczywiście selfiaczków i rozmów z znajomymi 😁
Fajna sprawa z konkursem na baner! Nie raz się człowiek uśmiechnął patrząc na nie a i dzieciaki miały radochę. Double win.
Odprawa techniczna i świetna improwizacja jak z kalamburów. Zakładam, że nikt nie słuchał a każdy patrzał 😂 👏
Zbliża się godzina 0, wszyscy ustawiają się pod bramą. Nastrojowa muzyka, odliczanie i zaczęło się!
VII Górski Bieg Frassatiego
Wyjątkowo stanąłem w połowie stawki. Nie wiedziałem. Na co mnie stać, więc nie chciałem blokować innych na stercie. Uważam, że to był błąd z mojej strony.
Początek trasy to niemal 2,5-kilometrowy podbieg z Międzybrodzia Bialskiego do Nowego Świata (663m).
Większość tego fragmentu to asfalt. Zwłaszcza na pierwszym kilometrze miałem spory problem z wyprzedzaniem zawodników i znalezieniem sobie miejsca do biegu. Parę razy musiałem gwałtownie odskoczyć w bok bo ktoś nagle ścinał łuk nie patrząc na innych... Mimo to pierwszy kilometr udało się pokōnać w 4:34.
Za cmentarzem było pierwsze wejście w las, większe nachylenie i nie było już tłumów. Spokojnie swoim tempem delikatnie podbiegam. Przed Nowym Światem ponownie asfalt i tam czekał na nas Tomek Wysocki.
Ten segment pokunuje w niecałe 17 minut, ze średnim tempem 7:08 min/km, co przy średnim nachyleniu 12% (285m) uznaje za dobry wynik 😉
Następnie trasa się lekko wypłaszcza, można podkręcić tempo. Zwłaszcza na pierwszym zbiegu puszczam wodze fantazji i tempo dochodzi do 3:10 min/km. Zaraz po tym zbiegu dostaje pierwszy sygnał ostrzegawczy od organizmu - silne skurcze żołądka i chęć wymiotowania. Na szczęście bez postoju, biorę cukierka miętowego i biegnę dalej. Upał niemiłosierny, warstwę ochronną kremu przeciwsłonecznego już dawno zmył pot. Dawno nie miałem możliwości treningu w takiej temperaturze i później się to zemści na mnie.
Na 6tym kilometrze pierwszy raz przechodzę do marszu. Może nie jest jakoś fest stromo, ale podłoże usłane jest dużymi, luźnymi kamieniami, po których bardzo ciężko się poruszać.
Owe 4 kilometry z 4,6% nachyleniem (186m up) pokonuje w niecałe 23 minuty ze średnim tempem 5:43 min/km.
Następnie czeka nas pierwszy dłuższy zbieg, a mianowicie prawie 2 kilometry z średnim nachyleniem -7,3%. Przebiegam to w 8 minut (4:04 min/km) i już znajduje się na Przełęczy Przegibek, gdzie znajduje się pierwszy punkt odżywczy. Przed startem zakładałem żadnych postojów na trasie, więc lece dalej. Mam ze sobą 3 flaski (1,5l) z izotonikiem, co powinno wystarczyć.
Zaraz za punktem, po przekroczeniu drogi zaczyna się kolejny podbieg, a zwłaszcza jego początek jest wymagający.
Był to jedyny kilometr na trasie, który pokazał mi 2 cyfrową liczbe (10:11 min/km). Na szczęście zaraz jest zbieg czerwonym szlakiem, na którym sporo odrobiłem (śr. tempo 3:56 min/km).
Ostry zakręt, niemal o 180 stopni i zaczyna się najtrudniejsze podejście na trasie.
Momentami nachylenie dochodzi do 25%. Mozolna wspinaczka, a upał wcale nie ułatwiał zadania. Pomału zaczynam odczuwać spięcie mięśni dwógłowych ud. Cóż, dawno tak szybko nie pokonywałem wzniesień :P
Następne 1,8 kilometra jest bardziej płaskie, nachylenie wynosi już tylko 8,8%, a mnie udaje się tam osiągnąć średnią 7:36 min/km. I oto znajdujemy się na Magurce Wilkowickiej (909m). Mijam kolejny punkt, na którym również się nie zatrzymuje. Po drodze spotykam kolejnego Fotografa - Tomka Dure
Zaczął się etap, z którym wiązałem największe nadzieje, a który subiektywnie najgorzej mi wyszedł. Mowa o ponad 2,5-kilometrowym odcinku z Magurki na najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel (931m).
Pofałdowany odcinek, ale jak najbardziej biegowy. Najbardziej stromy fragment ma ok 9% nachylenia. W założeniach przed startem miał być łogień i bardzo mocne tempo. Niestety na tym etapie do głosu doszło nieprzygotowanie do biegów w wysokich temperaturach. Za dużo straciłem wody z organizmu, a nie udało mi się jej w pełni uzupełnić, co skutkowało skurczami. Coraz bardziej tylne partie nóg dawały o sobie znać. Już nie tylko po dwógłowych ud, ale i po łydkach zaczęły przechodzić lekkie skurcze. Etap ten przebiegam w 5:19 min/km, a zamiast radości jest ból i walka o każdy krok. Tak bardzo "cierpiałem", że nie zauważyłem kolejnego znanego fotografa - Stańczyka.
Tydzień wcześniej, podczas rekonesansu trasa była "zalana" po niedawnych burzach. Do tego cały czas padało i było bardzo ślisko. Pierwszy, bardziej techniczny fragment pokonywaliśmy w ok 9 min/km. A teraz? Sucho, adrenalina, zawody i średnie tempo 5:30 min/km. Z tego byłem zadowolony. Druga połowa zbiegu jest już przyjemniejsza, mniej techniczna i można już fajnie się rozpędzić. Z tym fragmentem też wiązałem duże nadzieje, a wyszło bardzo przeciętnie - ok 4:30 min/km. Powodem tego były coraz mocniejsze skurcze... Nie było przyjemności z zbiegu, a walka z skurczami i myśli, czy dobiegne do mety bez przymusowej przerwy.
Wybiegamy z lasu, zostaje do pokonania kilkaset metrów asfaltu i meta. I tak jak wbiegłem na asfalt, tak od razu dostałem skurczy. Sporo niecenzuralnych słów poleciało, lekki postój na krawężniku by naciągnąć łydki i kuśtykam w stronę mety. Coraz bardziej kuleje, mięśnie coraz mniej radzą sobie i poddają się kolejnym skurczom.
Nie ma zwykłego u mnie odpalenia się przed metą, nie ma radości. Jest tylko myśl o tym, żeby za metą się położyć i poprosić kogoś o pomoc w rozluźnieniu mięśni.
Zbliżam się do plaży w Międzybrodziu Bialskim. Tuż za mną biegnie Inna (która notabene zajęła 2-gie miejsce), widzę już mete, rozłożony dywan. Wyciągam rękę w geście triumfu. Udało się! Pomimo skurczy, upału i ogromnego zmęczenia! Trasa Biegu Frassatiego pokonana o 20 minut szybciej, niż zakładałem.
Teraz nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć co się stało. Albo zahaczyłem o dywan, albo krzywo stanąłem na kępce trawy, albo mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Efekt był taki, że dosłownie metr przed metą dostaje mega skurcza prawej łydki i zaliczam epicką glebe.
Pierwsza myśl, to że musze się przeczołgać, by mi zaczytało czas z chipa. Udało się. Wprawdzie przegrałem z Inną o 0,7s, ale bieg zaliczony :D Druga myśl jest taka, czy z nogą wszystko w porządku. Skurcz łydki wygiął mi stope maksymalnie do góry i w prawo. Nawet nie wiedziałem, że jestem w stanie tak ją wykrzywić...
Od razu otrzymałem pomoc medyczną, szybko pomogli mi rozciągnąć i rozluźnić łydki. Gdy próbowałem wstać dostałem kolejnego skurczu, tym razem w dwugłowym uda. I tu się dowiedziałem jak z nim walczyć. Ot wsadzili mi palec w konkretny punkt mięśnia i przeszło jak ręką odjął. Mam nadzieje, że więcej na biegach nie będę musiał go szukać, ale dobrze wiedzieć.
Udaje się wstać i zejść z trasy. Dostaje aplauz od spikera i kibiców, a Tomek Wysocki z uśmiechem stwierdza, że chyba udało mu się złapać moment upadku. Fajnie. Zawsze marzyłem by zwijać się z bólu na mecie na oczach sporej grupy kibiców...
A i paru osobom zepsułem zdjęcie z mety, przepraszam.
Czekam przy barierkach na Becie, następnie udajemy się do namiotu na posiłek i odpoczynek. Krzątamy się niedaleko mety, obserwujemy finisze pozostałych zawodników. To co nas szczególnie zaskoczyło, to zakonnice biegające w tych swoich sukienkach. W takim upale, w takim ubraniu zrobić górski półmaraton w 3h? Świetny wynik!
Zostajemy jeszcze na dekoracji po czym udajemy się w drogę powrotną.
Przed startem, zakładałem, że w 2,5 godziny będzie fajnie się zmieścić. Średnie tempo? Liczyłem ok 6:20~ i będe zadowolony. 6:01 brałbym w ciemno, ale... No właśnie, jest ale. Jakby nie skurcze, to mógłbym jeszcze więcej urwać. Poniżej 2h pewnie zejść by się nie udało, ale średnie tempo z 5 z przodu jak najbardziej było realne. I z tego powodu mam pewien niedosyt.
Mięśniowo nie byłem tak zmęczony, jak mogłoby się wydawać po sposobie przekroczenia mety. Tego samego dnia zrobiliśmy 9-kilometrowy spacer regeneracyjny. Łydki bolały mnie jeszcze 2-3 dni, ale to był ból taki, jak kiedyś czworogłowe ud po mocnych zbiegach. Po 4 dniach udało się zrobić szybszego longa (23 km, 5:28 min/km, 240m up) a i dzień później kolejnego (21km, 5:38 min/km, 480m up). Cieszy mnie, że organizm na tyle się wyrobił, że nie odchorowywuje za długo takich zawodów.
Jedyne nad czym musze popracować, to mocny wysiłek w wysokiej temperaturze. Niestety, ale pare razy miałem już z tym problem, a moja jasna cera zdecydowanie tego nie ułatwia.
Biegi 24-godzinne są spoko, ale większą frajde i radoche sprawiają mi krótsze, szybsze dystanse. I to raczej w tym kierunku będę chciał iść, przynajmniej w najbliższych latach. Wyszaleje się, pobiegam na wysokim tętnie, na większych prędkościach, a później na spokojnie wróce do ultra, możliwe, że z większym zapasem prędkości ;P Taki jest plan, a jak to wyjdzie? Cóż, póki co mam opłacone pare startów w ultra, a ani jednego na krótszym dystansie...
Nazwa: Górski Bieg Frassatiego
Data 14.06.2025
Dystans: 21,93 km
Czas: 2:11:46
Tempo: 6:01 min/km
Średnie tempo skorygowane względem nachylenia: 4:54 min/km
Przewyższenia: 1099m
Średnie nachylenie: 50,11 m/km
Miejsce: 29/253
Procent najlepszych zawodników: 11,46 %
Miejsce w kategorii: 11/39
Wycena RateMyTrail: 545 pkt
Zawody numer: 69 (9 w 2025)
Miejsce na liście najdłuższych biegów: 78 miejsceMiejsce na liście największych wzniosów: 21 miejsce
Miejsce na liście największych nachyleń: 20 miejsce
Najlepsze międzyczasy:
5 km: 0:26:30 (5:18 min/km)
10 km: 0:55:56 (5:36 min/km)
21,097 km: 2:07:35 (6:03 min/km)Spalone kalorie: 1891 kcal
Szacunkowa utrata płynów: 2049 ml
Średnie tętno: 174 bpm
Czas biegu: 1:53:32
Czas marszu: 0:18:07
Zobacz też: